Sony WH-1000X M3 to flagowe słuchawki japońskiej firmy, kontynuujące doskonale ocenianą linię modelową. Zmodyfikowano nieco wygląd słuchawek, „odchodzono” je z wagi, ale za to powiększono nieco nauszniki. Zmieniono położenie przycisków, by były wygodniejsze w użyciu, a także – co oczywiste – ulepszono ich wnętrze. Ale po kolei.
Słuchawki Sony WH-1000X M3 są oferowane wraz z poręcznym futerałem. Mieści on same słuchawki, a także przewód zasilający, kabel minijack (do połączenia przewodowego) oraz adapter samolotowy. Słuchawki mają spokojną, stonowaną stylizację, a mnie w udziale przypadła w dodatku najbardziej klasyczna wersja kolorystyczna – czyli czarna. Jaśniejsze wyglądają nieco bardziej efektownie, ale podejrzewam, że szybciej się brudzą.
Czarne są nader eleganckie i dyskretne, a ich ozdobę stanowią wyraźne logotypu i obwódki mikrofonów układu ANC (redukcji hałasu) w kolorze miedzianym. W tym samym kolorze mamy też przywieszkę przy pokrowcu. Całość jest wykonana jak należy. Futerał jest porządny i sztywny, a słuchawki nie trzeszczą. Można je składać, a mechanizm działa naprawdę porządnie. Widać, że mamy do czynienia z produktem klasy premium.
Pałąk i muszle nauszników pokryto miękką ekoskórą. Sony WH-1000X M3 są naprawdę komfortowe w noszeniu. Mają niską wagę i nie uciskają. We wnętrzu muszli jest sporo miejsca, zatem uszy nie przegrzewają się, nawet podczas długotrwałego słuchania. Zdarzyło mi się korzystać z WH-1000 przez niemal cały dzień (dobre 10 godzin w ruchu) i nie odczuwałem dyskomfortu. Słuchawki mają dwa przyciski mechaniczne – wygodne w użyciu. Jeden to włącznik, drugi reguluje siłę redukcji szumów albo włącza Asystenta Google. Do tego mamy typowy port USB i minijacka, na wypadek, gdyby padła nam bateria w słuchawkach. Resztę sterowania załatwia panel dotykowy na prawym nauszniku. Stuknięciem w środek nausznika włączamy albo pauzujemy odtwarzanie. Głośność zmieniamy pociągnięciami palca w górę i w dół, a zmiany utworów dokonujemy podobnym gestem prawo-lewo. Kładąc dłoń na nauszniku wyłączamy natomiast chwilowo redukcję dźwięków otoczenia. To przydaje się, gdy musimy zamienić z kimś parę słów. Nie musimy wówczas zdejmować słuchawek, wystarczy położyć, a potem zdjąć dłoń. Niestety, panel dotykowy działa trochę nieprecyzyjnie i bywa, że np. pauzujemy muzykę, chcąc ją ściszyć. To – moim zdaniem – najsłabszy punkt tych słuchawek Sony. Na szczęście, w słuchawkach wbudowano system komunikatów głosowych. Są proste i wyraźne, choć niestety nie po polsku.
Proces parowania słuchawek przebiega standardowo, ale można je niestety połączyć tylko z jednym urządzeniem. By przejść np. z telefonu na komputer, trzeba je rozłączyć z pierwszym urządzeniem i połączyć z kolejnym. Każdorazowo. A jeśli się nie rozłączymy – i chcemy używać ich z innym sprzętem, musimy słuchawki zresetować i parować na nowo. Trochę to bez sensu – ale na pocieszenie Sony daje nam do dyspozycji aplikację, z poziomu której możemy m.in. dostosować intensywność redukcji szumów otoczenia do naszych potrzeb, czy dokładnie sprawdzić stan baterii słuchawek. Aplikacja pozwala również zmieniać kodowanie dźwięku – ustalając priorytet jakości albo stabilności połączenia, a także skorzystać z rozbudowanego equalizera. Możemy też zmienić działanie jednego z przycisków (zamiast regulacji stopnia ANC może on włączać Asystenta Google albo Alexę) oraz włączyć DSEE HX – czyli poprawianie brzmienia kiepskiej jakości plików audio. Mamy też pogląd aktualnie odtwarzanych multimediów. Jest nawet opcja optymalizacji brzmienia przy korzystaniu z czołowych platform streamingowych. Aplikacja ma również funkcję Adaptive Sound Control – dzięki której słuchawki rozpoznają rodzaj naszej aktywności i dostosowują stopnień wyciszania otoczenia do okoliczności. Przeważnie trafnie. Ciekawostką jest opcja dostosowywania redukcji szumów do ciśnieni atmosferycznego. To przyda się podczas podróży samolotem albo na nartach w wysokich górach.
Tu w zasadzie mógłbym napisać jedno słowo: znakomicie! Sony WH-1000X M3 oferują niezwykle przestrzenne brzmienie, z ogromną sceną stereofonii. Do tego są precyzyjne – bas to bas, nie zakrywa reszty pasma, ale buduje podstawę całego dźwięku. Ktoś może narzekać, że mógłby być głębszy – ale to pozory. Gdy trzeba, schodzi głęboko, ale nie łomocze w uszy bez potrzeby. Kontrola to podstawa. Podobnie soprany. Przeważnie delikatne, nie agresywne – ale są utwory, w których aż tną. I te słuchawki to pokażą – ale tylko, gdy muzyk tego chciał. Pomiędzy nimi średnica – nie narzucająca się, stanowiąca jakby wypadkową obu skrajniejszych części pasma. I tu znów – na pozór średnie pasmo jest lekko wycofane i dyskretne – ale bywają nagrania, w których zaczyna dobitnie akcentować np. wokal. Wszystko zależnie od tego, jaki był zamysł twórcy nagrania. Innymi słowy – Sony WH-1000X M3 pokazują muzykę bliską oryginalnemu zamysłowi inżynierów dźwięku, którzy dokonywali nagrań i przenosili je na cyfrowy format. Po prostu wiernie.
ANC to Active Noise Cancelling, czyli aktywna redukcja szumów otoczenia. To znak rozpoznawczy topowych słuchawek Sony i chyba najczęściej chwalona ich cecha. Nie mogę być oryginalny i powiedzieć, że ANC w Sony WH-1000X M3 ma jakieś niedociągnięcia. Bo nie ma. Niestety, czas testów przypadł na okres pandemicznej kwarantanny, nie było zatem mi dane wypróbować tego układu w samolocie czy pociągu. Musiałem zastąpić je wiertarką, odkurzaczem, blenderem i samochodem. Redukcję szumów pokonała tylko wiertarka udarowa, przebił się przez nią także blender mielący zdrowe ziarenka (tfu!). Odkurzacz Dysona nie zdołał się już przebić przez muzykę, podobnie, jak silniki kilku typowych samochodów. Podobnie zresztą, jak głos małżonki, próbującej wytrącić mnie z muzycznych uniesień… Innymi słowy – ustrojstwo opracowane w Sony działa, podobnie zresztą jak w testowanym przeze mnie wcześniej modelu. I liczę, że WH-1000X M3 w samolocie czy pociągu sprawdzą się tak samo dobrze, jak tamten model.
Oczywiście ANC to cyfrowa sztuczka, możemy zatem dopasować ją do naszych potrzeb. Intensywność tłumienia odgłosów otoczenia może być różna. Na ulicy warto ją dla bezpieczeństwa zmniejszyć, korzystając z funkcji Ambient Sound… Bywa też, że nie interesuje nas otoczenie, ale chcielibyśmy usłyszeć co mówi do nas partner czy współpracownik – wtedy możemy włączyć opcję skupiania się na głosie. Zniekształca ona nieco dźwięk – ale słyszmy, co ktoś do nas mówi. Ambient Sound – jak już wcześniej wspomniałem – może wykorzystywać czujniki sparowanego telefonu i odgadywać czynności, jakie wykonujemy. Dzięki temu, gdy wyczuje, że biegniemy gwarną ulicą, sprawi, że nie przeoczymy dźwięków nadjeżdżających pojazdów. Z kolei gdy odkryje, że przysypiamy w fotelu (tak, to cały ja!), wyciszy niemal wszystko. Dzięki temu możemy komfortowo słuchać muzyki, gdy reszta domowników ogląda telenowelę…
Można! Ale nie trzeba. Jestem trochę złośliwy, ale jakość rozmów to drugie (i ostatnie!) – po sterowaniu dotykowym – niedociągnięcie, jakie odkryłem w tych słuchawkach. W czym problem? W mikrofonach! My słyszymy doskonale. Nasz rozmówca słyszy nas zaledwie poprawnie, bowiem mikrofony słabo filtrują odgłosy otoczenia i wiatru. W domu – jest idealnie, ale na powietrzu, w hałaśliwszym otoczeniu musimy podnosić głos, by nas słyszano. To dziwne, ale wygląda tak, jakby układ redukcji szumów działał tylko „w jedną stronę” – do nas, a nie od nas 😉
Producent deklaruje, że 30 godzin. Możliwe, ale nie dałem rady słuchać tak długo i rozbijam to na dni. Zdarzyło mi się spędzić niemal cały dzień w słuchawkach. Popracowały dobre 10 godzin, kończąc ze stanem naładowania nieco ponad 50%. Mogę zatem nieśmiało podejrzewać, że Sony nie bajeruje w tej kwestii. Słuchając po 2-3 godziny dziennie, doładowałem WH-1000X M3 pod koniec tygodnia, ale miały wówczas jeszcze niewielką rezerwę energii. Jest dobrze, szczególnie, że do ładowania możemy użyć ładowarki od naszego smartfonu – z USB-C.
W momencie debiutu Sony WH-1000X M3 nie należały do tanich sprzętów, ale już wtedy polecałbym je z czystym sumieniem. Teraz, gdy po kilku miesiącach od debiutu (maj 2020) można wyrwać je taniej – polecam tym bardziej. W niektórych sklepach cena zdążyła już zjechać poniżej magicznego tysiąca złotych. Przy tej cenie, Sony WH-1000X M3 są bezkonkurencyjne. Niemal wszystko w tych słuchawkach jest super. Można ponarzekać na jakość rozmów, oczywiście o ile lubicie prowadzić je przez słuchawki. Ja – nie. Przeszkadza mi jedynie niepewny panel dotykowy, a proces łączenia z kilkoma urządzeniami wręcz drażni. Na szczęście ich brzmienie potrafi ukoić mojego wewnętrznego nerwusa.
Typ: zamknięte, dynamiczne
Pasmo przenoszenia: 4-40000 Hz
Pasmo przenoszenia Bluetooth: 20-20000 Hz lub 20-40000 Hz (zależnie od próbkowania)
Czułość: 104,5 dB/mW (przy połączeniu przewodem i włączonym urządzeniu)
Przetwornik akustyczny: 40 mm, kopułkowy (cewka dźwiękowa CCAW)
Magnes: neodymowy
Impedancja: 47 omy
Waga: ok. 255 g
Czas ładowania baterii: ok. 3 godz.
Czas pracy baterii (ciągłe odtwarzanie): do 30-38 godzin (ANC włączone/wyłączone)
Bluetooth: 4.2, NFC
Profil: A2DP, AVRCP, HFP, HSP
Obsługiwane kodeki: SBC, AAC, aptX, aptX HD, LDAC
Kolory: czarny, szary
Zestaw: torba, przejściówka do samolotu, przewód 3,5 mm, przewód USB
Kiedy Polak kupuje sobie pierwszą kamerkę samochodową? Zazwyczaj rozsądnie: po pierwszej stłuczce. Zazwyczaj zdaje nam…
Urządzenia elektroniczne bywają kompletnie do niczego, bywają nudne i poprawne, ale bywa czasem i tak,…
Gdy po raz pierwszy zobaczyłem projektor Samsung The Freestyle przecierałem oczy ze zdumienia. "Kolejna zabawka"…
Mój kolejny artykuł będzie poświęcony korzystnym dla Klienta smartfonom w cenie do 1000 zł w…
Jabra Elite 5 to najnowsze dzieło duńskiej firmy, które miało swą premierę podczas tegorocznych targów…
Głowy nie urywa? Sony XG300 sprawił, że biję się z myślami i martwię czy przypadkiem…