08.07.2016
Samsung Gear 360: Skok w wirtualną rzeczywistość
Technologia VR jest przebojem ostatnich miesięcy. Dzięki kamerze Samsung Gear 360 możemy nie tylko oglądać treści dostarczone przez producentów, ale także stać się ich twórcą. Kamera umożliwia tworzenie zdjęć i filmów z polem widzenia 360 stopni. Jak to wygląda w praktyce?
Samsung Gear 360 pozwala w łatwy sposób tworzyć dookólne zdjęcia i filmy. Urządzenie wyposażono w dwie 15-megapikselowe matryce ukryte za szerokokątnymi obiektywami o polu widzenia 180 stopni i jasności F/2.0. Najprościej ujmując, kamera wykonuje ujęcia za pomocą obu matryc, a następnie łączy je w jedno, obejmujące swym zasięgiem całe otoczenie urządzenia. Gear 360 może wykonywać zdjęcia statyczne w rozdzielczościach 14 lub 30 megapikseli oraz filmy w formatach 3840×1920, 2880×1440, 2560×1280 (tu także w tempie 60 kl/s) oraz 1920×960 pikseli.
Urządzenie ma postać kuli, z dwoma symetrycznie położonymi, lekko wystającymi obiektywami, chronionymi odpornym na zarysowania szkłem. Między obiektywami, na boku kuli znajdziemy dwa przyciski sterujące, zaś po przeciwległej stronie mamy odchylaną pokrywę, pod którą mieści się bateria, port microUSB oraz slot na kartę microSD. Pokrywa ma uszczelkę – to dlatego, że kamera jest pyło- i kroploodporna.
Na górze mamy wstawkę z ciemniejszego tworzywa, w którą wkomponowano klawisz spustu migawki i niewielki wyświetlacz OLED o przekątnej 0,5 cala i rozdzielczości 72×32 piks. Ekranik pozwala na zarządzanie funkcjami kamery w podstawowym zakresie. Używając dwóch przycisków na boku poruszamy się pomiędzy poszczególnymi pozycjami krótkiego menu, zatwierdzając wybór klawiszem migawki na szczycie kulistej obudowy. Menu pozwala wybrać tryb działania kamery, a także zmienić podstawowe ustawienia, jak choćby rozdzielczość ujęć czy długość zapętlonego filmu.
Na dole obudowy, w podstawie kuli, mamy miejsce na przykręcenie kamery do standardowego statywu lub dołączonego, niewielkiego trójnogu, który po złożeniu zamienia się w uchwyt, pozwalający na wykonywanie ujęć „z ręki”.
Do wspomnianego trójnogu można również przypiąć dodaną do zestawu smycz, a całą kamerę przenosimy w kolejnym elemencie zestawu – miękkim woreczku. Ostatnim elementem kompletu, który otrzymamy z kamerą, jest przewód USB. W zgrabnym opakowaniu nie zabrakło rzecz jasna instrukcji i ściereczki.
Urządzenie wygląda ciekawie, futurystycznie, nie jest jednak zbyt wygodne w przenoszeniu. Obudowa o rozmiarze zbliżonym do piłeczki golfowej wypycha kieszeń, urządzenie nie należy też do najlżejszych. Za to jakość wykonania jest rewelacyjna, a sam gadżet – budzi niemałe zainteresowanie.
Do sprawnej obsługi kamery potrzebujemy jeszcze smartfonu z aplikacją Gear 360. I tu ujawnia się największa – moim zdaniem – wada urządzenia. Kamera działa tylko z niektórymi smartfonami Samsunga, a konkretniej – tymi najdroższymi: Galaxy S6, S6 edge, S6 edge+, Note5, S7 czy S7 edge. Aplikacja pozawala przede wszystkim na przejrzenie wykonanych ujęć i ich transfer z kamery do telefonu. Oczywiście smartfon może pełnić rolę wyświetlacza, prezentującego podgląd obrazu z kamery – wówczas widzimy na ekranie interfejs niemal taki sam, jak przy korzystaniu z aparatu w telefonie. Mamy identyczny układ elementów sterujących, możemy też zmienić ustawienia kamery.
Aplikacja pozwala uruchomić tryb HDR oraz samowyzwalacz, a także zmienić ekspozycję i balans bieli. W menu ustawień możemy ponadto włączyć limit czułości ISO, geotagowanie, korekcję drgań oraz zmienić rozdzielczość i lokalizację zapisu. Dodatkowo, można włączyć nagrywanie logo (za chwilę wyjaśnię, po co) oraz wyłączyć diody i dźwięki w kamerce. Naturalnie, z poziomu kamery można także wyzwalać migawkę kamery – z minimalną zwłoką, nie przekraczającą sekundy. Mamy również do dyspozycji samowyzwalacz i zapis poklatkowy, a także opcję zapisu filmów w pętli.
Aplikacja pozwala również na szybkie udostępnienie zdjęć i filmów – w tym miejscu warto wspomnieć, że zarówno Facebook, Flickr jak i YouTube bez problemu przyjmują materiały 360 stopni, pozwalając na ich przeglądanie w naturalny sposób. Niestety, tego samego nie da nam Instagram… Ale za to możemy wrzucić nasze dzieło do Google+ i Google Maps. Udostępnianie jest banalnie łatwe – wygląda tak, jakbyśmy udostępniali zwykłe zdjęcie czy klip.
Jeśli mamy wystarczająco dużo gotówki, możemy do kompletu nabyć gogle Gear VR, które umożliwią na obejrzenie treści w wirtualnej rzeczywistości. Jeśli natomiast cierpimy na nadmiar wolnego czasu, możemy pobrać na nasz komputer aplikację Gear 360 ActionDirector, która umożliwi nam edycję filmów 360 stopni.
Kamerę zasila bateria o pojemności 1350 mAh, która w praktyce wystarcza na nagranie kilku godzin filmów lub zrobienie kilkuset zdjęć. Wszystko jednak zależy od tego, jak często będziemy łączyć nasze urządzenie z telefonem. Najbardziej „prądożerne” jest – według mojej obserwacji – bezprzewodowe przesyłanie plików z pamięci kamery do telefonu. Wykorzystywana jest tu transmisja Bluetooth oraz Wi-Fi Direct, która niestety potrafi „zjadać” baterię w zauważalnym tempie. Oczywiście poziom naładowania kamery widzimy na wbudowanym ekraniku oraz w aplikacji w telefonie.
Czas na najważniejsze: Jakość zdjęć i filmów. Myślę, że najlepiej będzie, gdy ocenicie ją sami – poniżej znajdziecie kilka próbek. Ja zwrócę waszą uwagę jedynie na kilka detali, dam też parę wskazówek, jakie nasunęły mi się podczas rejestrowania obrazu z wykorzystaniem Gear 360.
Przyznam, że jakość obrazu odrobinę mnie zaskoczyła. Nie, nie jest jeszcze doskonała, ale spodziewałem się znacznie gorszej. Tymczasem, fotki i filmy są dość ostre, kolory odwzorowane poprawnie, nie ma też problemów z płynnością wideo podczas oglądania i zmiany położenia obrazu. Gorzej wygląda sprawa zapisu dźwięku. Ten również zdaje się być rejestrowany dookólnie – ale moim zdaniem, mikrofony Gear 360 „zbierają” dźwięk na krótkim dystansie. Łatwo zauważycie to w przykładowym filmie: Zwróćcie uwagę, jak słychać moje kroki na żwirze, a jak głos… Jeśli chcecie nagrać komentarz, musicie rejestrować film „z ręki”, by być blisko kamery, lub ewentualnie dograć głos w postprodukcji. Jeśli rejestrujecie ze statywu, mówiąc z oddali – nic z tego nie wyjdzie. Za to dźwięki bliskiego otoczenia powinny zapisać się prawidłowo.
Jedyne, co może drażnić, to wyraźnie widoczna linia połączenia obrazu z poszczególnych matryc. Widać, że oprogramowanie robi, co może, ale algorytm przetwarzający obraz nie osiągnął jeszcze doskonałości. Bywa, że obrazy różnią się jasnością, co akurat jest zrozumiałe – obiektywy „patrzą” w dwie przeciwne strony, zatem może się zdarzyć, że jeden robi ujęcie w cieniu, a drugi pod słońce. Oprogramowanie zdaje się szukać wówczas złotego środka – i czasem się uda, a czasem nie. I to bym wybaczył, ale nie potrafię zaakceptować „ucinania” niektórych fragmentów zdjęcia przy linii połączenia kadrów. Widać, że po prostu obrazy są nakładane „na krechę”, soft nie potrafi jeszcze wyłapać niuansów, detali znajdujących się na krawędzi i „widzianych” tylko przez jeden obiektyw. Jestem jednak przekonany, że dopracowanie tego elementu to tylko kwestia czasu. Efekt „ucinania” widać na tym zdjęciu:
Drażni mnie również to, że w niektórych ujęciach w dole zdjęcia widać fragment statywu kamery. Oczywiście trudno mieć pretensję do samego urządzenia – wszak jest to element znajdujący się w polu widzenia… Ale może kiedyś oprogramowanie będzie potrafiło „wymazać” ów drobiazg… A na razie proponuję skorzystać z opcji wyświetlania logo w dole obrazu. Wygląda to tak:
Zawsze lepiej, niż kawałek czarnej nóżki, która w takim zbliżeniu wygląda… sam nie wiem jak. Podobnie ma się rzecz z wyzwalaniem migawki za pomocą przycisku na górze kamery. Jak widzicie, nie da się tego zrobić, nie lądując w kadrze, do tego w najczęściej w karykaturalnej pozycji z nienaturalnie skupioną miną. Bez względu na to, jak chwycimy kamerę, zawsze znajdziemy się w jej polu widzenia, a część kadru zajmie zbliżenie naszego palucha.
Z tego też względu zdecydowanie lepiej jest wyzwolić migawkę z poziomu telefonu. Wówczas mamy możliwość „zniknięcia” z kadru lub przybrania w miarę rozsądnej pozy. Własny trójnóg kamery pozwala na jej stabilne ustawienie na podłożu, udało mi się również umocować ją na drzewie i metalowej rurze. W ostateczności, złożony statywik można wbić w glebę – jest szpiczasty. Mimo wszystko, zdecydowanie najlepszą opcją będzie jednak porządny statyw, najciekawsze zdjęcia wychodzą dopiero wtedy, gdy kamera znajdzie się na wysokości powyżej metra.
A przede wszystkim – warto pobawić się Gear 360 i samemu opracować najlepsze techniki fotografowania i filmowania. Ja niestety nie miałem zbyt wiele czasu na zabawę, ale zdążyłem przekonać się, że przy odrobinie inwencji można wyczarować za pomocą kulistego gadżetu naprawdę fajne fotki i klipy. Niestety, by to zrobić, trzeba wyłożyć sporo gotówki – nie tylko na samą kamerę, ale i na towarzyszący jej smartfon, który – jak już wspomniałem – musi być z górnej półki.
Aha, byłbym zapomniał: kamerą Gear 360 można też zrobić zwykłe, szerokokątne ujęcia – po prostu przełączając się na jeden z obiektywów.
Czy warto kupić Gear 360? Jeśli macie zbędne 1499 złotych i topowego „Galaksiaka” – zdecydowanie tak. Kamera pozwala robić zdjęcia i nagrywać filmy w niespotykany dotąd sposób. Jakość nie jest jeszcze perfekcyjna, ale wystarczająco dobra, by zabrać ten sprzęt na urlop w jakieś magiczne miejsce. Sam niestety nie mogłem tego zrobić, ale jeśli macie taką możliwość – polecam, zwracając jednak uwagę, abyście poćwiczyli przed wyjazdem i nie zapomnieli ładowarki.
Komentarze