Quantcast

adplus-dvertising
Felietony Z dronem się rodzisz i z dronem umierasz…

09.04.2016

Z dronem się rodzisz i z dronem umierasz…

Pod nieobecność naczelnego dałem nogę z redakcji na grób ojca. Lubię delektować się ciszą na cmentarzu. Zawsze za bramą przełączam się w tryb offline. Dochodzę do grobu taty. Obok odbywa się pogrzeb. Oprócz rozmów telefonicznych i plotek ludzi na temat nowego sąsiada mojego taty, słyszę jakiś warkot…

Przy talerzu zupy pomidorowej (…a może to był krupnik?) pogawędziło mi się ze świetnym fotoreporterem z mojego miasta. Spotkaliśmy się na stołówce miejskiej. Fotoreporterem przez duże „F”. Żadnym baranem z iPhone’em w łapsku, któremu wydaje się, że jest fotoreporterem. Wiosłując łyżkami w talerzach, rozprawialiśmy sobie o współczesnych trendach w fotografii, która jak rzekł kolega – niegdyś po migawce, schodzi na psy. – A raczej na drony Wojtuś! Na drony!  Dalej kolega zaczął przeklinać, czego Wam oszczędzę i ocenzuruję jego wypowiedź.

– Wojtek, dziś zdjęcia robi się dronami. Jak nie masz drona, bracie, to wypadasz z gry… Dron na manifestacji, dron na wizycie jakiegoś ważnego oficjela w mieście, dron na ślubach, pogrzebach… Nawet porodówce! – grzmiał kolega wyginając z wściekłości łyżkę. – Nie sądziłem, że w tym zawodzie dożyję tego, że by być znaczącym fotografem, będę musiał robić uprawnienia z obsługi maszyn latających! – żalił się kolega, pastwiąc sztućcem nad wkładką mięsną w zupie. Powyginaliśmy łyżki żaląc się na swoje sprawy, posiorbaliśmy głośno i namlaskaliśmy się wdzięcznie – jak na ludzi kultury przystało. Naobrzydzaliśmy sobie nawzajem drugie danie (bez wsadzania doń palców i innych ekscesów…) i rozeszliśmy w swoje strony.

Traf chciał, że dwa dni po spotkaniu z kolegą, pod nieobecność naczelnego dałem nogę z redakcji na grób ojca. Lubię delektować się ciszą na cmentarzu. Spaceruję sobie niespiesznie. Zawsze za bramą przełączam się w tryb offline. Dochodzę do grobu ojca, a obok odbywa się pogrzeb. Tłum ludzi żegna jakiegoś nieszczęśnika. Jestem trochę wściekły, że nie pobędę z ojcem w ciszy. Oprócz rozmów telefonicznych i plotek ludzi na temat nowego sąsiada mojego taty, słyszę jakiś warkot… – Co za idiota kosi chwasty w czasie pogrzebu? – myślę sobie, szukając sprawcy denerwującego hałasu. Ten dochodzi z niebios. Bo to nie idiota i nie pracownik służby komunalnej szaleje z kosiarką obok żałobników, lecz operator drona. Stoi spokojnie z boku z miną kopanego psa i manipuluje gałkami. Maszyna szaleje w powietrzu. Oprócz bohatera imprezy, drugą po księdzu najważniejszą osobą na pogrzebie jest operator drona. Potężna maszyna dźwiga kamerę GoPro, a mnie z mózgu krew odpływa do nóg…

Że tłum go nie spacyfikował? Pieniądz nie śmierdzi, to oczywiste. Inna sprawa, czy jest zarobiony w sposób smaczny. O etyce i empati nie wspominam. Na jednym z pogrzebów widziałem już ludzi robiących sobie selfie z monopodami. Jest dla mnie wyłącznie kwestią dobrego smaku latanie dronem nad żałobnikami, a także zlecanie takiej usługi. Pan był wynajęty przez rodzinę zmarłego… Nie wiem, co działo się w kaplicy? Być może atmosfera także była równie ożywiona jak w jednym z łódzkich szpitali na porodówce, gdzie przyszły tatuś zażyczył sobie, by ten filmował narodziny synka dronem. Nie mogę się doczekać, kiedy znów spotkam kolegę fotoreportera na miejskiej stołówce. Skoro żalił się, że kiepsko idzie mu sztuka awiacji i fotografowanie latającą kosiarką, poradzę mu by odkładał pieniądze na specjalne soczewki kontaktowe Samsunga. Dzięki nim, nasze oczy mają robić zdjęcia za jednym mrugnięciem. Aż włos w uchu staje mi dęba, gdy pomyślę o tym, jak będą wykorzystywane i jak ostre zdjęcia będą robić… Z pewnością na pogrzebach będzie ciszej, lecz czy fotograf wzniesie się na wyżyny?

 

dronkamera

Poprzedni artykuł

Następny artykuł

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

top