Quantcast

adplus-dvertising
Felietony Walentynkowy grosz

17.02.2014

Walentynkowy grosz

Z kobietami nigdy specjalnie mi nie wychodziło. Nie byłem królem dyskotek, siłowni ani solarium. Ale nie żałuję, bo nigdy nie brakowało mi pomysłu na to, by w Walentynki na potęgę łamać damskie serca. Nie SMS-ami, tak jak dziś, lecz…

W Walentynki jechałem do redakcji swoją włoską paliwożerną padliną i uśmiechem zareagowałem na reklamę sieci Orange, która z okazji święta kochających tylko tego jednego dnia, chwaliła się w radiu, że podarowała swoim klientom 30 proc. rabat na doładowanie. Rzecz jasna po to, by zakochani – szczęśliwie lub nie, na potęgę mogli wysyłać SMS-y i MMS-y ofiarom swoich uczuć. No co zrobić – pomyślałem, ubolewając w duszy nad prostotą współczesnego świata. Za moich kochliwych lat nie było SMS-ów, co rozkochanego człowieka skłaniało do większej kreatywności niż wysłanie krótkiej wiadomości tekstowej.

Gdybym dysponował wówczas technologiami, jakie w swoim walentynkowym arsenale mają dziś młodzi, coraz bardziej cyfrowi ludzie, pewnie słał bym SMS-y i MMS-y oraz e-maile hurtem do wszystkich koleżanek, które mi się podobały. Pewnie większości miłosnych treści wcale by nie przeczytały, kasując je przed wyświetleniem na ekranie smartfona, co pozytywny skutek przyniosłoby jedynie operatorowi, który zarobił na moich uczuciach. Ponieważ w liceum szczególnie zależało mi na względach jednej koleżanki, serce i rozum podpowiadały mi, by okazać jej uczucia w taki sposób, by długo o tym nie zapomniała. Wybrałem się więc na najbliższą placówkę analogowej Poczty Polskiej i zamiast równie analogowych kartek pocztowych o miłosnej treści, które niczym współczesne SMS-y z miejsca mogły trafić do kosza, wysłałem jej kilkanaście pieniężnych przekazów pocztowych, na 1 grosz każdy. Z racji tego, że koleżanka wówczas uwielbiana była nieletnia, na pocztę musiała iść z matką. Podobno płonęła ze wstydu, gdy moja niedoszła teściowa przyjmowała w okienku ciężką forsę, składając także kilkanaście autografów na kwitach. Oprócz pieniędzy, na każdym z przekazów można było ręcznie wpisać treść. Zadbałem więc o bardzo pikantny wiersz, z którego mamusia nie była już tak zadowolona…

Koleżanka niegdyś uwielbiana mieszka dziś w słonecznej Italii, jednak zawsze gdy jest w Polsce, wspominamy ten walentynkowy wyskok. Mam satysfakcję twierdzić, że mój walentynkowy cel został osiągnięty, czego i Wam w dobie nowych technologii serdecznie życzę. Przede wszystkim, byście kochali i okazywali sobie uczucia, nawet na najbardziej wariackie sposoby, nie tylko 14 lutego, ale każdego dnia. Warto…

Patrycji

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

top