13.01.2014
Umysł bez karty pamięci
Jak na kochającego męża lub jak kto woli – mężczyznę przystało, staram się dbać o dobre krążenie krwi w miłym dla oka organizmie Szanownej Małżonki. Wybierając się na zakupy, staram się ćwiczyć pamięć. Swoją, nie w telefonie…
Pewnego razu na samotnych zakupach artykułów spożywczych, z których to większość czasu spędziłem na dziale z elektroniką, dopadło mnie nieszczęście. Szukając proszków do pieczenia i innych niezwykle ważnych substratów kulinarnych, jakie miałem wylistowane w telefonie, owa elektroniczna lista zakupów raczyła przerwać współpracę. Bateria padła. W jednej chwili oblał mnie zimny pot, bo kompletnie nie pamiętałem tych jakże ważnych, strategicznych i niezbędnych w domu produktów, które nakazała mi kupić żona Anna. Serce zaczęło kołatać dziko i bojąc się bicia w domu po powrocie z dwugodzinnych zakupów, z proszkiem do pieczenia, już miałem dzwonić po przedzawałowy ratunek do pewnej młodej, mądrej, dynamicznej i nawet ładnej lekarki pierwszego kontaktu, jęcząc o pomoc. Ponieważ i ona na skutek pewnych moich nieeleganckich działań, najpewniej miała w tamtym czasie ochotę mnie zabić lub poddać wiwisekcji, zrezygnowałem. Miast atrakcyjnej reprezentantki służby zdrowia, śmiem twierdzić, że życie uratowała mi rozładowana bateria. Będąc w niezaprzeczalnym kryzysie, postanowiłem działać!
Wybrałem się na dział z oświetleniem, gdzie jak wiadomo jest sporo gniazdek z prądem. Ponieważ zawsze posiadam przy sobie ładowarkę do mojej kanadyjskiej, szyfrowanej rakiety komunikacyjnej z symbolem jeżynki, wpiąłem się do sieci i rozpocząłem kradzież prądu. Zainteresowała się mną pracownica tego działu. Nie przekonały jej moje barwne opowieści o tym, jak bardzo bolą ciosy z pięści wymierzane przez Szanowną Małżonkę, która od piątego roku pożycia ze mną nie zdejmuje z palców pierścionków. O tym by jednak wypiąć się z gniazdka przekonał mnie ochroniarz, który z pewnością godnie mógłby zastąpić głównego bohatera filmu „Avatar”. Negocjując z wbrew pozorom miłą panią, udało mi się nakraść wystarczająco dużo prądu do mojego Blackberry, by uruchomić listę zakupów i oddzwonić na czternaście nieodebranych połączeń do mojej agresywnej partnerki. Ta w między czasie update’owała listę. Logistyczny sukces zakupowy i ocalone dziąsła przed pięściami nie raz już tu wspomnianej, nie zmienił we mnie poczucia klęski. Bo oto kiedyś głowa, która uczyła się na pamięć Mickiewicza i innych wielkich słowa pisanego, nagle bez cholernej komórki nie jest w stanie zapamiętać prostej listy zakupów. Tak bardzo odciążamy swoją pamięć ufając elektronice, że prawie wszystko już zapisujemy w smartfonach! Nie piszę, że ten trend jest zły, ale „przejechałem” się na takim bezgranicznym odciążeniu swojej pamięci. Prawie boleśnie, bo z moją żoną, żarty skończyły się dzień po ślubie…
Dbając o Annę, troszczę się, by w żyłach kobiety, która z natury ma niskie ciśnienie, nieco szybciej płynęła krew. W tym celu, od jakiegoś czasu gdy jestem na zakupach, polegam wyłącznie na swojej pamięci. To oczywiście bezpośrednio przekłada się na ilość ciosów i uników, jakie muszę przeżyć w domu, gdy okazuje się, że bez elektronicznej kartki w telefonie kupiłem zaledwie połowę produktów, zapominając o reszcie. Są tego korzyści. Oprócz lepiej pracującego umysłu, zauważam też niezwykłe bonusy dla domowego budżetu, wszak nie w pełni zrealizowana lista zakupów, to oszczędności, jakie jak wiadomo można przeznaczyć np. na niezbędne w życiu każdego mężczyzny akcesoria cyfrowe… Lub prezent dla wybranki, gdyby po powrocie z zakupów okazało się, że ciśnienie ma jednak zbyt wysokie…
Komentarze