21.12.2013
Tablety na choince
Odkąd zdemaskowałem Świętego Mikołaja jako postać fikcyjną, święta jawią mi się jako czas okrutnego kłamstwa. Dodatkowo, atmosferę rodzinnych spotkań przy trupie karpia w galarecie, zaburzają pulsujące wyświetlacze tabletofonów…
Wspominając swoją naiwność sprzed lat, szwendając się bez większego pożytku po centrach handlowych, w których upajałem się obserwowaniem ludzi tracących rozum w walce o karpia, postanowiłem wsłuchać się w maluchy i młodzież. W ich postrzeganie czasu, który w moim domu z racji czasów był skromny, odarty z multimediów. Jak już niektórzy czytelnicy zauważyli – przedświąteczną łączność z życzliwościami świata zapewniał telefon Bratek, a z całym kosmosem telewizor Rubin. Gry multimedialne zastępowała nam gra Mastermind, a facebookowy czat – rozmowy z bliskimi. W Empiku, gdzie roztrwaniam wierszówki na książki – papierowe, wszak elektronicznymi się brzydzę, spotkałem rodzeństwo, które rozmawiało ze sobą przez facebooka. Myśl o świętach tej rodziny mnie przeraziła. Zwłaszcza, że po kilku minutach obserwacji tych dzieciaków, poznałem mamusię i tatusia. Wpatrzonych w swoje smartfony, negocjujących listy kontaków, do których poślą – jak mniemam – serdeczne, płynące z głębi serca życzenia SMS-em.
I te właśnie esemesowe serdeczności, od których puchnie mój telefon, wkurzają mnie (dosadniej napisać mi nie wolno) najbardziej. Nienawidzę tych cholernych, kakaowych, cukierkowych łańcuszków z życzeniami! Dostaję cholery, kiedy w okresie przedświątecznym moja komórka wyje od nowych wiadomości, jakie udźwignąć będą musiały moje oczy. Bardzo szanuję, gdy ktoś do mnie zadzwoni z życzeniami i ludzkim głosem – nawet czytając z kartki, złoży mi życzenia. Ale e-mail czy SMS z cyfrową serdecznością sprawia, że czuję się emocjonalnie wypatroszony… Jak wigilijny karp.
Jakie prezenty bez okłamywania swoich pociech na temat Świętego Mikołaja, kupili napotkani w Empiku rodzice? Tablety w salonie operatora! I smartfony! Po trzy na głowę! Nie neguję, co najwyżej przemawia przeze mnie zwykła ludzka zawiść, ale i ciekawość. Po co aż po dwa dla każdego dziecka? Żeby z jednego kłócić się na Facebooku z mamą, a z drugiego z tatą? Żeby szybciej wysyłać bliskim lub dalszym znajomym serdeczności prosto z wigilijnego stołu? Przerobiłem rok temu święta u znajomych, podczas których obserwowałem ich dzieci. Jedno i drugie zagapione ślepo w tablet. Kontakt z młodziakami nawiązałbym co najwyżej przez router. Dramat…
Widząc to wszystko, nie neguję multimedialnego charakteru współczesnej choinki. Nie staram się być zgredem z epoki telewizorów Rubin, postrzegającym w swojej jaskini wszystko co cyfrowe za zło współczesnego świata. Jedynie brak umiaru w używaniu technologii tak właśnie pojmuję. To, że zamiast zadzwonić z życzeniami do siebie, wysyłamy je bezdusznym, bezosobowym SMS-em lub e-mailem, a atmosferę rodzinnych spotkań przy trupie karpia w galarecie, które mają jednoczyć ludzi, zaburzają pulsujące wyświetlacze tabletofonów.
Jak na dinozaura przystało, zadbam o analogowość swoich świąt. Nie zburzy jej żaden SMS ani powiadomienie na Facebooku. Nie odpiszę także na żadne cyfrowe serdeczności. Co najwyżej oddzwonię, jak mam to w dwuletniej praktyce. Są jej efekty. Moi bliscy znajomi wiedzą, że do mnie się dzwoni z serdecznością. Zamiast siedzieć w święta z tabletem, posiedzę z żoną, bliskimi. Pogadam z kotem, bo jak wiadomo to jedyna okazja by tej osierścinej łajzie wygarnąć co przez rok nosi się na wątrobie. Zamiast na Playstation (w której to człowiek staje się sensorem), tak jak przed laty, w czasach gdy w domu rozdzwaniał się telefon Bratek, pogram w Masterminda.
Wesołych Świąt!
Komentarze