19.09.2015
Smartfonowe wykluczenie
Przeżyłem coś, czego myślałem, że nie dożyję. Dwa lata technologicznej ignorancji wobec rozwiązań upychanych w smartfonach poskutkowały tym, że w salonie mojego operatora przez chwilę poczułem się jak w Chinach. I to nie przez biust miłej konsultantki…
Od czasu do czasu w polskiej prasie czytam o tym, jak to nasze gminy dzielnie walczą z cyfrowym wykluczeniem swoich mieszkańców. A to laptopy rozdają dzieciom, które później lądują na półkach lokalnych lombardów, a ich ceny na głowę biją te ze sklepu nie dla idiotów. – Nówki sztuki, nie śmigane! Dzieciak płakał, jak ojciec do komisu oddawał! – zapewniają sprzedawcy. A to internet pod strzechy samochodami dowożą w kartonach, jak choćby w gminie Myszków. Tam, to dopiero kabaret! Grubo ponad 2 mln złotych (głównie unijnych pieniędzy) Urząd Miasta Myszkowa wydał na sprzęt komputerowy i podłączenie szkół, bibliotek do internetu. Rzecz jasna – wszystko w ramach rzeczonej walki wykluczeniem cyfrowym ludu. Infrastrukturę sieci szerokopasmowej zbudowały prywatne firmy. Od 2011 roku mozolnie jak egipskie piramidy wznoszono w gminie skomplikowany system informatyczny. Do 281 domów miał dotrzeć sprzęt komputerowy. I co? „Gazeta Myszkowska” opisała przypadki mieszkańców, do których komputery nie dojechały wcale lub dotarły, ale nadal stoją w pudłach i… w tajemniczy sposób łączą się z internetem! Przyznam, że umiejętność przyłączenia do Globalnej Wioski komputera w fabrycznym opakowaniu, zrobiła na mnie ogromne wrażenie…
O ile walkę naszego państewka (którego administracja kojarzy mi się wciąż z analogowym mocarstwem spychoterapii) z cyfrowym wykluczeniem obywateli postrzegam za szlachetną i całkiem słuszną, to po moim doświadczeniu zdobytym w salonie operatora, uważam, że stajemy przed problemem smartfonowego wykluczenia obywateli. Zdecydowanie przydałoby się edukować lud z możliwości smartfonów, które operatorzy na terenie kraju rozdają jak popadnie. Ot, choćby taki Play. Zainteresowałem się niedawno ofertą mobilnego internetu. Wszedłem do salonu po zwykły modem, a blond piękność o zmysłowych biodrach i miłych oczach, zaproponowała mi w gratisie do czarnego patyka z USB, zaawansowany smartfon samsunga. Najpierw pomyślałem, że to pewnie na widok mojej zabytkowej, przewspaniałej bo prostej (…i jak twierdzi redaktor Łukowski, podrabianej) Nokii 3310. Myślę: – Nic, tylko kobieta zlitowała się nad bidakiem z przedpotopowym telefonem i wciska mi smartfona . Mówiła, mówiła i mówiła o możliwościach eleganckiego terminalu, a ja – zapatrzony niepoprawnie w jej powabny dekolt, doszedłem w pewnej chwili do wniosku, że nie rozprasza mnie on tak bardzo jak to, że kompletnie nie rozumiem, albo częściowo rozumiem, a już na pewno stanowczo za mało rozumiem o czym ta miła pani do mnie przemawia. Gdy powiedziałem jej, że bardzo chętnie przytulę ją… tzn. nowy telefon, ale tak naprawdę potrzebuję wyłącznie funkcji telefonowania, SMS i prostoty, pani oznajmiła mi: – Panie Wojciechu, cóż, wypada mi polecić panu tylko telefon dla seniorów…
Oczywiście, w ramach walki ze smartfonowym wykluczeniem kupiłem smartfona. Tfu! Dostałem, bo kupiłem modem, który dopiero po wyjęciu z pudełka (nie jak w Myszkowie) łączy z internetem. Mimo tego, że nie ma kolorowego wyświetlacza, aparatu 5 Mpix, radia i innych pierdół (A tylko patrzeć, jak coraz bardziej świecące modemy upodobnią się do smartfonów). Będąc z Wami szczerym, przyznam się, że przeżyłem coś, czego po wielu latach spędzonych w branży telco, myślałem, że nie dożyję, albo że przeżyję to w naprawdę późnej starości. Dwa lata ignorancji wobec rozwiązań upychanych w smartfonach poskutkowały tym, że w salonie mojego operatora przez chwilę poczułem się jak w Chinach. I to nie przez biust miłej konsultantki! Technologia gna w zastraszającym tempie. Producenci, jak konie biegną w gonitwie o „łatwiejsze jutro” użytkowników telefonów. Kto wie? Może za dwa lata, modem w cyfrowej komitywie z pralką, zrobią w domu pranie? Oczywiście, nie w każdym domu…
Komentarze