13.09.2014
Przeintelektualizować biżuterię
Kilka dni minęło od kolejnej premiery Apple. Fani jabłka zdążyli już ochłonąć i ocalić przynajmniej część paznokci u rąk i nóg. Obyło się bez beatlesowskiej histerii na objawieniu szóstego iPhone’a. I dobrze, bo świadczy to, że ludzkość mądrzeje.
Premierę jabłuszka smacznie przespałem. Zakładając z góry, że nic nowego ona nie wniesie, nie pomyliłem się zbyt wiele. Być może przez nieświeży oddech kota, który towarzyszył mi w zasłużonym odpoczynku, śniły mi się koszmary o tym, co producenci telefonów wyprawiają z biżuterią. O tym, że potrafią przeintelektualizować wynalazek taki, jak zegarek już wiemy. Wiemy też, że firma Apple nie mogła odpuścić sobie zegarkowego wyścigu szczurów, więc pochwaliła się brzydactwem podobnym do puszki sardynek z kolorowym wyświetlaczem i wzorem przedszkolaków z piaskownicy, tupnęła konkurencji nóżką w tonie „my też mamy zegarek”.
Kocur mój ukochany chrapał głośniej od sąsiada, a mnie śniło się, że rynek telefonów, który przerzuca się na zegarki, dalej brnie w schizofreniczny trend umobilniania i uintelektualniania biżuterii. I tak projektowałem sobie obrączkę, która inteligentnie zaciśnie się na palcu, gdy zapatrzymy się na jakieś obce ciało. Rzecz jasna, przekaże też małżonkowi vel małżonce o takowym incydencie. Co za straszny sen, prawda? Śniłem też o tym, że producenci – już bez wytykania palcami, po biżuterii wzięli się za uintelektualnianie bielizny. Ta w ramach współpracy z telefonem miałaby informować użytkownika, kiedy powinien ją zmienić lub dlaczego np. w ogóle jej nie założył… Śniło mi się też, że z bielizny nastąpił przerzut rynku na inteligentne szczoteczki do zębów, które były w stałym kontakcie z dentystami. – W tym tygodniu pan/pani X szczotkował/a zęby zaledwie dwa razy!!! – brzmiałby donos szczoteczki współpracującej z lekarzami. Na szczęście obudziłem się. Kot patrzący się na mnie z nieskrywanym obrzydzeniem, także jakoś nad wyraz szczerze okazywał swoje zadowolenie tym, że już nie śpię. Pewnie też miał jakieś koszmary. Nie wiem, jak jego, ale moje się urzeczywistniają, czego dowodem jest wejście Apple w zegarki. Czytałem, że to planują, widziałem przecieki, ale do końca żyłem w nadziei, że ktoś z tej całej ekipy okaże się mądrzejszy, sprytniejszy. Liczyłem, że może z przekory, dla dowcipu Apple zamiast zegarkiem zaskoczy jakimś innym, np. wymienionym wyżej gadżetem z mojego koszmaru. Jak widać, wyścig o najbardziej multimedialne kalesony trwa w najlepsze…
Żeby nie było, że tylko zrzędzę i zgredzę. Bardzo cieszę się z premiery nowego iPhone’a. Dzięki niej zaobserwowałem, że marka Apple nie wywołuje już swoimi produktami beatlesowskiej histerii. Że w głowach ludzi, jakby coraz więcej oleju i mniej wlanej wody. Rodzi się w sercu kolejna nadzieja, że dwunasty iPhone wejdzie w nasze życie z prostą informacją od Apple – „słuchajcie, zrobiliśmy kolejny telefon. Mamy nadzieję, że wam się spodoba”. Robią tak mniejsi producenci i jest to smaczniejsze, mniej natrętne. Zachowanie takie ze strony Apple byłoby o wiele bardziej szczere i autentyczne od wypudrowanej pompy, jaką za każdym razem robi pokazując swoje zabawki. Chyba dziwak jestem, lubię skromność i subtelność. Idę spać dalej…
Komentarze