Quantcast

adplus-dvertising
Felietony Na tropie Domestosu…

23.04.2016

Na tropie Domestosu…

Dopadła mnie nieodparta chęć napisania mądrego, analitycznego, błyskotliwego felietonu o tym, co dzieje się na rynku IT i jemu pokrewnych. A jak wiemy – dzieje się dużo. Zapał zgasł po tym, jak zobaczyłem jego. Ucieleśnienie technologicznego skretynienia w moim osiedlowym sklepie…

Miałem zacząć od tego, że wyznawcy jabłka wreszcie zrozumieli, że wzorem super zabezpieczonych drzwi, które zawsze w jakiś sposób można otworzyć, ich iPhone’y także nie są odporne na włamania. FBI ujawniło właśnie, że włamanie do smartfona zamachowcy z San Bernardino kosztowało co najmniej 1,3 miliona dolarów. Drogo, co zrobić. Wszystko na tym świecie jest w końcu kwestią ceny. Wiadomość zarówno niepokojąca, jak i uspakajająca użytkowników nad Wisłą, bo już widzę, jak nasze radosne państewko wydaje taką kasę na to, by włamać się do iPhone’a Kowalskiego. Niepokojąca, bo nie ujrzałem końca słupka skali zidiocenia wywiadowców z FBI, którzy chlapią po mediach o tak delikatnych sprawach, jak finanse. Gratulacje! Ale nie o tym jak zwykle chciałem, bo co tu pisać o zagranicznych idiotach, kiedy mamy swoich. W moim przypadku po sąsiedzku…

Wchodząc do osiedlowego sklepu, jak na łódzkiego retrogracza przystało, paliłem w myślach świeczkę nad świeżutką mogiłą Xboxa 360. Teraz będzie już jeden słuszny Xbox ONE z kilkoma grami na krzyż. Nie dziwię się, że ludzie grają dziś głównie na telefonach, a konsola postrzegana jest za burżuazję. Śniło mi się nawet niedawno, że w ramach dobrej zmiany, rozrywka multimedialna w kraju nad Wisłą wróci do PONGA, bo spece od szukania dziury w całym uznali, że współczesne gry naruszają wartości, a PONG nie! Ale nie o takiej durnocie chciałem, lecz znacznie większego kalibru. Upuściłem koszyk z zakupami na widok bardzo młodego mężczyzny w garniturze, ganiającego niespokojnie ze smartfonem między regałami. Zerkał co chwila na telefon z odpaloną galerią, która – jak zauważyłem, wyświetlała popularny środek czystości. I choć może tak wyglądać, to zaręczam Wam – felieton nie zawiera lokowania produktu, bo gdy już pan dokonał prawdopodobnie pierwszego w swoim życiu zakupu Domestosu, na ekranie jego komórki pojawił się inny produkt. Tym razem popularna pasta do zębów. Zdębiałem. W takich sytuacjach zawsze myślę dwutorowo. Albo mam udar i staram się mieć swój telefon w pogotowiu, by profilaktycznie zadzwonić do przyjaciółki lekarki. Albo zastanawiam się, gdzie jest ukryta kamera…

Pismacza ciekawość sprawiła, że przy kasie zaprzyjaźniłem się z zestresowanym panem. Opowiedział mi kulisy swojej galerii. Były to zdjęcia, jakie wysłała mu jego kobieta (Pani z tego miejsca bardzo serdecznie gratuluję wyboru życiowego partnera. Tak wiem, miłość…). Pan w koszyczku miał produktów siedem. Może osiem. Biedaczyna, nie mógł spamiętać, co ma kupić. Ze sprawnością Smoka Wawelskiego w Krainie Deszczowców tropił Domestos między półkami, niczym Baltazara Gąbki. Co chwila zerkając na ekran komórki. Sprawiał ogólne wrażenie, jakby pierwszy raz w życiu był na zakupach! Przy kasie zwierzył mi się, że nie ma czasu w życiu na takie pierdoły, jak bieganie po sklepach. Musi, bo jego dziewczyna zachorowała. Przypomniały mi się szczenięce lata, kiedy nie było komórek, a jedynie te szare – ćwiczone epoką analogową. To one sprawiały, że człowiek wiedział co ma kupić i jak wygląda produkt, którego poszukuje. Gdy już zapłacił, wybiegł z marketu i z piskiem opon swojego Deawoo Tico (Nie oceniamy! Nie oceniamy!) pognał do swojej damy. Zapewne z uruchomioną na szybie nawigacją GPS. Z kasjerką wizytę ciekawego klienta uczciliśmy minutą ciszy…

PS. Przysięgam, że za tydzień napiszę ciekawy felieton!

appleiPhoneMicrosoftXbox

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

top