Quantcast

adplus-dvertising
Felietony Na podsłuchu

15.11.2013

Na podsłuchu

Dodzwoniła się do mnie niedawno sympatyczna pani. Z życiową ofertą telekomunikacyjną. Sprawiła, że najpierw poczułem się jak Angela Merkel, a później zrozumiałem, jak małym człowiekiem jest podobno najważniejszy człowiek na świecie…

Nie milkną echa międzynarodowej afery podsłuchowej na najwyższych szczeblach. Smród, jaki wyciekł z trzewi amerykańskiej dyplomacji rozprzestrzenił się po całym wygarniturowanym świecie wielkiej polityki. Nie dziwię się podsłuchiwanej przez swojego partnera Angeli Merkel, że z niesmakiem podchodzi do negocjacji w sprawach gospodarczych, ważnych dla całego świata. Chyba ciężko jest usiąść przy jednym stole i zjeść kolację z kimś, do kogo straciło się zaufanie. Nie wiem, szczęśliwie Szanowna Małżonka mnie nie podsłuchuje. Ani ja jej. Zaufanie jest w cenie, a jego brak – jak zauważyłem – w jeszcze większej.

Nie znoszę telemarketingu. Zwłaszcza, gdy po drugiej stronie jest kobieta, dla której nie wypada być niemiłym, szorstkim, tak jak dla faceta, który nie rozumie, że nie interesuje mnie ten kanał komunikacji z rynkiem usług.

– Dzień dobry! Czy ufa pan swojej dziewczynie?! – zapytała prosto z mostu telemarketerka.

– Nie mam dziewczyny, a dzień wcale nie jest dobry… – odrzekłem ciepło i uprzejmie.

– Ale może będzie pan miał? Żyjemy w czasach, gdzie trzeba myśleć przyszłościowo. Dlatego dzwonię do pana z ofertą kupna nowego telefonu i usługi podsłuchowej. Telefon można komuś podarować, np. partnerce lub pracownikowi, a dzięki naszej usłudze, będzie miał pan pełną kontrolę nad jego poczynaniami.

Tu telemarketerka rozpoczęła bełkot przepisów prawa, w świetle których usługa jest legalna i jak bardzo odmieni moje życie.

– Ale ja, proszę pani, żyję z kotem. Ma na imię Radezz i od pięciu lat nie mamy przed sobą absolutnie żadnych tajemnic. Ja wiem, że on jest wredny, on wie, że ja nie mniej, ale żyć bez siebie nie możemy…

– To może przyda się panu czip z lokalizatorem GPS? Można go także montować w samochodzie i śledzić na ekranie smartfona lub PC.

– Proszę pani, mój kot nie ma prawa jazdy, nie jeździ też samochodem, bo nie sięga łapkami do pedałów…

– Aha…

Umarłem. Wcześniej ugięły mi się ze dwa razy kolana, a po mentalnym zmartwychwstaniu, któremu sprzyjał pewien napój rozweselający, zacząłem rozważać nad współczesnymi czasami…
Internet i wujek Google powiedzieli mi, jak bardzo duży jest popyt na usługi inwigilacyjne i jak marne jest w tej samotności ludzi prawo…

Ponieważ staję się człowiekiem starej daty, przynajmniej mentalnie czuję się na 70+, wychodzę z założenia, że relacje ludzi polegają na zaufaniu. Nieważne, czy partnerskie, czy relacje z pracownikami; pracodawcami. Z tym zaufaniem, jest u nas w kraju fatalnie. Bo skoro kolega, któremu zwierzyłem się z ciekawej rozmowy handlowej, mówi mi bez żenady, że on swoją partnerkę od roku obserwuje na ekranie swojego iPada z usługą Find My Friends, a ona jego, to w kolanach robię się wiotki i umieram po raz drugi. To co to za związek, którego strzec ma jakiś kawałek elektroniki?

Pomijając aspekty przepisów prawnych, które w temacie podsłuchiwania są stabilnie-elastyczne, jak wspaniała większość innych przepisów w tym kraju, inwigilowanie w jakikolwiek sposób, nieważne kogo – pracownika, partnera czy choćby kota, jest największym świństwem, jakie można wyrządzić drugiej osobie za plecami. By nie nazwać tego dosadniej… Co więcej, uważam, że inwigilowanie jest gorsze od samej zdrady. Dlatego tak bardzo rozumiem trud Angeli Merkel w utrzymywaniu relacji dyplomatycznych z ludźmi bez klasy. Bo tylko ludzie bez klasy mogą podsłuchiwać i śledzić swoich partnerów / pracowników. Ludzie z klasą posługują się w życiu zaufaniem…

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

top