Quantcast

adplus-dvertising
Felietony Mundial za miastem

06.07.2014

Mundial za miastem

Nie cierpię piłki nożnej. Nie rozumiem tych wszystkich klasyfikacji oraz tego, jak można pasjonować się ganiatyką za kawałkiem napompowanej skóry. Nie znoszę rozmów o piłce nożnej, nie odróżniam tych wszystkich wyżelowanych panów w krótkich spodenkach, a gdy są jakieś mistrzostwa, mam ochotę uciec pod ziemię, a przynajmniej za miasto. Ale ucieczki nie ma…

Licząc na święty spokój w czasie jakiegoś podobno ważnego meczu, który moje osiedle zamieni w stadion, uciekłem z Szanowną Małżonką rowerem za miasto. Nad łódzkie stawy, gdzie jak na spokojnego pana po trzydziestce przystało, liczyłem że zatopię oczy w lekturę książki, gazet i oddam się zabijaniu komarów. Byłem przekonany, że przyroda uwolni mnie od wszechobecnego Mundialu i grubasów z piwem, którzy wulgarnie i niezdrowo zachwycać się będą zmaganiami swoich faworytów. Myliłem się, głupi, zapominając o tym, że współczesny człowiek, udając się na odpoczynek, zabiera ze sobą tablet i ku mojemu utrapieniu, np. ogląda na nim mecz!

Blisko 100 tysięcy widzów śledziło transmisje Telewizji Polskiej mundialu dostępne na urządzeniach mobilnych – pochwalił się operator T-Mobile w komunikacie prasowym. Miałem wrażenie, że w Arturówku była przynajmniej połowa z nich. Podobno rekord padł 19 czerwca, czyli pierwszego dnia długiego weekendu, kiedy łączna liczba kibiców korzystających ze Strefy T-Mobile w aplikacji przekroczyła 32 tysiące. Leżąc nad wodą i gapiąc się na piękne kobiety, zapomniane przez facetów wpatrzonych nie w swoje półnagie piękności (a jak nie w swoje, to przynajmniej w nieswoje), tylko w kawałek szybki, z której wrzeszczał jakiś podniecony komentator sportowy, miałem ochotę wyć i wrzeszczeć. Żal mi było tych wszystkich wspaniałych pań pokonanych przez wytwór nowej technologii. Tablet, jak mi przynajmniej wiadomo, nie posmaruje pleców tudzież innych części damskiego ciała, skazanego na zapomnienie, bo oto nad wodą, pośród szumiących drzew i śpiewających ptaków, rozgrywa się mecz! A jaka była dramatyczna akcja resuscytacyjna baterii jednego z kibiców. Ratunkiem była ładowarka w samochodzie, gdzie panowie przesiedzieli do końca drugiej połowy piłkarskich zmagań.

Nie uciekłem głęboko w las, by uwolnić się od Mundialu. Jakoś to przeżyłem. Załamała mnie tabliczka na jednym z latarnianych słupów, że w sercu lasu moich ukochanych Łagiewnik, moje coraz bardziej inteligentne miasto zafundowało dzikom, lisom, sarnom, ptactwu i innej dziko występującej zwierzynie Wi-Fi. Raczej nie dożyję widoku lisa z tabletem, chyba, że będzie to reklama Firefoxa, ale chciałbym dożyć widoku szanujących się ludzi, którzy na łono przyrody nie zabierają ze sobą technologii. Nie oglądają w internecie mniej lub bardziej mądrych seriali. Nie pracują, bo od pracy jest biuro a nie czas wolny i plener, lecz zamiast tego delektują się pięknem, którego na co dzień nie mają, lub jeśli mają, być może nie doceniają.

Poprzedni artykuł

Następny artykuł

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

top