11.11.2014
Kobieta z dronem
Człowiek zawsze był ciekawy drugiego człowieka. Przynajmniej zdrowy człowiek. Do poznania go używał z reguły pięciu z sześciu zmysłów. Czasami lornetki. Dziś używa się dronów…
Na moim osiedlu mieszka dziwna kobieta. Piszę dziwna z premedytacją. Dziwna nie dlatego, że ma cztery nogi – dwie szczupłe i dwie grube, lecz dlatego, że w jej uroczym wyglądzie, który intryguje przynajmniej połowę męskiego rodzaju zamieszkującego osiedle, nie brakuje kompletnie niczego. Mówiąc wprost, kobietka ta ma wszystko na swoim miejscu. Dziwna, bo nijak nie można się z nią skomunikować, jak sąsiad z sąsiadką komunikować się powinien. I bez skojarzeń proszę…
Pewnego ciepłego dnia września, w resztkach słońca wygrzewałem swoje niewysportowane ciało na balkonie. Leżak, napój (oczywiście bezalkoholowy) w szklance, słownik wyrazów obcych przed nosem i… dron. Nagle podleciało coś warczącego, czarnego i wyglądającego tak samo przyjaźnie, jak najazd kosmitów na naszą planetę, a przynajmniej na mój balkon. Zamarłem. Intruz podleciał pod sufit, wtargnął do mojego mieszkania i przepędzany kijem od szczotki, opuścił moją przestrzeń powietrzną. Sterowany tabletem wrócił na balkon zacieszającej się jak norka sąsiadki, z którą od dwóch lat spotykam się w niezwykle romantycznych i aromatycznych okolicznościach – przy osiedlowym śmietniku. Każdego dnia rano słyszę jej szpilki stukocące o chodnik i to jest jedyny dźwięk, jaki ta kobieta wydaje publicznie. Stukot obcasów. Nigdy nie odpowiada na „dzień dobry”. By ją poznać próbowałem reszty zmysłów, jakimi obdarzyła mnie Matka Natura (z wyłączeniem smaku, bo jakby nie wypada). Bez skutku. Czy trzeba będzie użyć drona?
W sieci znalazłem bardzo ciekawe wideo z reklamą i prezentacją Nixie, czyli osobistego drona dla każdego Kowalskiego. Tak, jak komputer stał się osobisty, a z czasem i budka telefoniczna zawitała w naszej kieszeni, tak i drony upowszechniają się w zastraszającym tempie. Można je kupić za coraz mniejsze pieniądze i sterować choćby telefonem, tabletem. Bez żadnego nadzoru i jak się okazuje coraz częściej okazuje, bez żadnych zasad, żadnych ograniczeń. Pełna chamówa. Można dronem zajrzeć sąsiadowi do garnka, do łóżka, a przynajmniej na balkon. Lodówki co prawda drony jeszcze otwierać nie potrafią, ale urządzenia te stają się coraz bardziej rozwojowe. I coraz mniejsze. Można je nosić przy sobie jak zegarek na ręku, co prezentuje wideo na temat Nixie. To dron, który jak bumerang wraca do właściciela i pozwala filmować jego najróżniejsze zmagania. Zapracowała mi wyobraźnia na temat tego, jak mogłaby wyglądać nasza przestrzeń powietrzna, gdyby np. różnym służbom przyszło do głowy wdrożyć drony typu Nixie do dozorowania ludzi. Oczywiście zapachniało Wielkim bratem, ale każdy scenariusz jest realny, jeśli pozwala na niego technologia.
Od Nixie bardziej niepokoi mnie warczący dron mojej egzotycznej sąsiadki. A od jej drona, bardziej to, że kompletnie nic o niej nie wiem i w człowieczy sposób, dowiedzieć nie mogę. Kobieta kamień! Kobieta z dronem! Podczas spaceru z Szanowną Małżonką widziałem na swoim osiedlu kolejne dwa drony, sterowane na łące przez jakieś dzieciaki. Mam nadzieję, że nie terrorystów. Dron staje się znakiem naszych czasów. Dronami walczy wojsko, walczą terroryści. Drony zaglądają nam na balkon. Bez problemu można je kupić. Choć wyglądają jak zabawka, zapominamy, że dron to broń. Załóżmy, że dron tajemniczej sąsiadki zrobi zdjęcia, jak rozmawiam z inną sąsiadką? Rozumiecie chyba, że automatycznie staje się groźny. Jak broń! Mimo, że nie strzela. Dlatego właśnie statystyczny Kowalski powinien mieć utrudniony dostęp do tych maszyn. Najlepiej w sposób taki, jak na broń – poprzez pozwolenie.
Komentarze