16.10.2015
Kamera, akcja!
Zmroziło mnie i otrzeźwiałem jak po trzech wypitych duszkiem kawach, kiedy w drodze na Akademię Muzyczną, tuż po wyjściu z tramwaju na rogu ulic Gdańskiej i 1 Maja zobaczyłem dwóch SS-manów z wilczurem. Panowie byli pod bronią, pies bez kagańca i mało uprzejmie warczał na ludzi. Ponieważ przed snem piłem jedynie rumianek, sytuacja była dla mnie tym bardziej dziwna, niezrozumiała…
Okiem umęczonym nocną lekturą, dostrzegłem, że ulica Gdańska zmieniła nazwę na „Danziger Straße”, na której stoi zaparkowana ciężarówka z jeszcze większą liczbą uzbrojonych chłopców z Wehrmachtu. Nogi mi się ugięły, kiedy obok mnie przeszła kobieta w stroju sprzed wieku. Obok niej jakiś goguś w ciuchach w kancik. Wsiadają do Citroena, bynajmniej nie przypominającego współczesnych samochodów. Pomyślałem : – Mam udar. Muszę dzwonić po lekarza… Za chwilę pewnie fajtnę…
Ten stan nie trwał nawet minuty i całkowicie uspokoiłem się dopiero wtedy, kiedy jeden z SS-manów wyjął z kieszeni swojego munduru dzwoniącego iPhone’a i zaczął rozmawiać. Nie w języku komend, lecz piękną, poprawną polszczyzną. Nie sądziłem, że kiedykolwiek tak bardzo ucieszę się na widok iPhone’a. Za chwilę usłyszałem z oddali: – Kamera, akcja! Nie sądziłem też, że w ciągu kilkudziesięciu sekund tak bardzo docenię to co mam. Wolność. Usyfiony tramwaj, którym jechałem. Kiepskiego smartfona i wysoką fakturę za telefon za moje rozmowy i SMS-y. A najbardziej tym, że chwila, w której się znalazłem, to tylko plan filmowy, a nie moja codzienna rzeczywistość, w której trzeba żyć…
Przyglądając się pracy aktorów, którzy łódzkie skrzyżowanie przenieśli w czasy Marii Skłodowskiej-Curie, bo to o niej film kręcono w mojej Łodzi, zastanawiałem się nad rozmachem producenta. Na planie gigantyczna kamera, osadzona na potężnym statywie. Prawie zęby straciłem potykając się o jakieś szyny, po których jeździła filmowa maszyneria. – Po co to wszystko?! – zastanawiałem się. Jakby nie można było iPhonem tego wszystkiego nakręcić, w czym wprawę ma już wielu profesjonalnych twórców. Ja rozumiem, że film jest o prehistorycznych czasach, ale zamiast afiszować się gigantycznymi kamerami, panowie filmowcy mogliby iść w nowe czasy i kręcić film telefonami. Czyż nie? Po cholerę angażują tak ciężki sprzęt, skoro efekty ich pracy ludzkość oglądać będzie na małych ekranach smartfonów lub tabletów z kiepskimi ekranami. Taką przecież mamy kulturę przyswajania. Muzycy, których obserwuję, to też jacyś kretyni. Podobnie jak filmowcy, nagrywają na drogim sprzęcie. Ciężkie pieniądze płacą za studio, a efekty ich ciężkiej pracy są spłaszczane do formatu mp3. Idioci!
Komentarze