Quantcast

adplus-dvertising
Felietony Jak najmniej wirtualnych Świąt!

07.12.2014

Jak najmniej wirtualnych Świąt!

Nie wiem, jak zareagowałbym, gdyby ktoś podarował mi pod choinkę 3 GB internetu. Prawdopodobnie oszalałbym ze szczęścia. Podobnie z workiem SMS-ów. Przesiedziałbym pewnie całe święta z nosem w telefonie i słał serdeczności, przysparzając o wrzody żołądka adresatów…

Na szczęście Mikołajki mamy już za sobą. Przed nami Święta – jak wiadomo czas trudny dla karpi, choinek i infrastruktury operatorów GSM, a w efekcie naszego układu nerwowego, który musi znieść dziesiątki, a może setki mniej lub bardziej szczerych życzeń wysyłanych SMS-ami, MMS-ami lub o zgrozo – e-mailem. Nie neguję tej cyfrowej serdeczności, bo może i ona faktycznie jest szczera. Gardzę nią i brzydzę się życzeń z jakiejkolwiek okazji wysyłanych w formie treści, o czym staram się przypominać co roku moim bliskim i znajomym. Prawdopodobnie dlatego, że się starzeję, tetryczeję i jak mawia Szanowna Małżonka (w wigilię nawet jednym głosem z kotem) – zrzędzę. Mam prawo i nikt mi pozrzędzić w słusznej sprawie nie zabroni.

W Mikołajki przeżyłem lekki wstrząs odbierając enty spam od operatora i innych firm, Bóg wie skąd mających mój numer telefonu, namawiających mnie do tego, by podarować komuś na święta prezent w postaci 3 GB pakietu danych. Albo Darmowe SMS-y za 1 zł. O darmowych minutach nie wspomnę. Nie chce mi się zrzędzić i przymarudzać Wam o innych ofertach, które za moją sprawą dopisaną do rachunku miałyby uszczęśliwić wybranych znajomych. Taki rynek! Z drugiej strony, kasując ten spam zastanawiałem się nad tym, że nie wiem, jak zareagowałbym, gdyby ktoś – np. redaktor Łukowski, podarował mi na święta 3 GB internetu. Prawdopodobnie oszalałbym ze szczęścia. Podobnie z workiem SMS-ów. Przesiedziałbym pewnie całe święta z nosem w telefonie i słał serdeczności, przysparzając o wrzody żołądka adresatów. Bo za darmo, to trzeba słać. Trzeba kisić nochal w tablecie 24 godziny na dobę, jak dzieci moich znajomych, które już leczą się psychiatrycznie.

Szukając prezentu znajomy zapytał mnie, co lepiej kupić dziecku. Konsolę Xbox-a, czy tablet. Nienawidzę tego typu pytań, bo nie jestem zwolennikiem ani jednego, ani drugiego w rękach kilkuletnich dzieci, dla których wirtualna rzeczywistość staje się z czasem środowiskiem bardziej naturalnym niż świat realny, a jak dowodzą badania psychologiczne – trwale pozbawia także empatii. Znam wiele takich przykładów, dlatego odpowiedziałem mu: – kup mu drewniane klocki i baw się z nim, a nie zbywaj tabletem czy Xboxem! Układaj z nim zamki, domki, mosty i relacje. Obraził się prawie śmiertelnie. Wyzwał od wariatów i nawiedzonych (choć on sam wariat i w dodatku nawiedzony). Wyżłopał kawę i zapytał pod koniec dnia, czy mogą to być klocki Lego. Poczułem triumf, bo przypomniał mi się czas, kiedy jako kilkuletni szczyl, wolny od wirtualnej pikselady, w latach 80-tych budowałem z moim tatą przeróżne pojazdy z klocków Lego, w tamtym czasie kupionych w Pewexie. Dziś pamiętam czas spędzony z nim, jego zapach, głos. Wszystko. Choć dziś nie ma go już przy mnie, jestem mu za to cholernie wdzięczny, że pod choinkę nie dostałem pakietu 3 GB internetu, tylko coś co pozwoliło nam bawić się razem i budować więzi.

Moja radość nad prądem umysłowym kolegi była krótka i przedwczesna, bo dzień później wspomniany pochwalił się, że jednak kupił synkowi tablet z Windowsem. – Wiesz, mam dwa w jednym, bo jest taki program – Lego Digital Designer. Budujesz z klocków na ekranie i dzieciak nie robi bałaganu…

Wróciłem do domu i… Cholera, szczerość z Wami obliguje mnie do tego, by przyznać się, że pierwsze co zrobiłem po odpaleniu swojego laptopa, to… Download i instalka wspomnianego, darmowego programu od Lego, nad którym – rzecz jasna wyłącznie z dziennikarskiego obowiązku, przesiedziałem kilka długich wieczorów. Program jest darmowy, a klocków tyle ile tylko dusza zapragnie. Tyle tylko, że te, które mam na półce i które czasami w nadmiarze czasu biorę do ręki, dotykał mój ojciec. Mają rysy jakimi naznaczył je czas i dobrą energię, która bezdyskusyjnie poprawia mi humor, kiedy raz kolejny wyjmuję i chowam je wszystkie do pudełka. Żaden tablet tego nie potrafi, bo piksele tak naprawdę nie istnieją.

Być może trochę przedwcześnie, życzę Wam jak najmniej wirtualnych pomysłów na Święta.

Następny artykuł

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

top