10.10.2015
Co sześć ekranów, to nie jeden
W jednej z łódzkich kawiarni obserwowałem niedawno ciekawego człowieka. Z początku wydawało mi się, że modny pan z litrem żelu na włosach jest po prostu wariatem, bo co jakiś czas gapił się na tylną obudowę swojego smartfona i uśmiechał się do niej. Postanowiłem sprawdzić, czy człowiek aby dobrze się czuje. Podszedłem do jego stolika i… – Przepraszam bardzo, czy dobrze się pan czuje? – zapytałem całkiem serio. Facet zdębiał. Spojrzał na mnie jak na wariata. Zaniepokoił się nawet, a następnie piękną polszczyzną, wyrecytował do mnie: – Taaa… A co?. Ponieważ zmierzył mnie okropnym spojrzeniem, jak patrzy się na intruza, który np. przeszkadza w jakiejś rozrywce, również byłem umiarkowanie miły. – Przygląam się panu z uwagą. Uśmiecha się pan do pleców telefonu, a ekran jest z drugiej strony…. Popatrzeliśmy na siebie ze szczerą, nieskrywaną drwiną, po czym pan odparł: – Czytam książkę…. I pokazał, że na plecach swojego telefonu znajduje się drugi ekran w technologii E-ink. To nie był dla mnie szczęśliwy dzień. Po tym, jak w ułamku sekundy współczynnik żenady i obciachu osiągnął zenit, szybko wróciłem do swojego stolika, by zasłonić się wielkim, przedpotopowym tworem technologii, zwanym laptopem. Wujek Google szybko wylistował mi telefony z dwoma ekranami. Kolejny raz w życiu zrobiłem z siebie idiotę. Zdarza się…
– Po co ludziom dwa wyświetlacze?! – zastanawiałem się, z trudem spoglądając na ekran swojego smartfona, gdzie ledwo ogarniam wszystko, co się na nim pojawia. Obserwowałem kulturę czytania pana siedzącego kilka stolików ode mnie. Jego ręce były jak młyńskie koło. Co chwila przewracał telefon na drugą stronę, by odpisać komuś na fejsie (pewnie, że właśnie jest bardzo zaczytany i całkowicie pochłonięty lekturą), a następnie wracał do wirtualnej książki. Odrywał się co trzy, cztery minuty. O ile rozumiem technologię, która się rozwija i nie znosi próżni w postaci niewykorzystanej dotychczas tylnej obudowy baterii, tak kultury czytania, przyswajania treści i co najważniejsze – rozbudowywania swojej wiedzy i wyobraźni, bo o to chodzi w czytaniu książek, zbyt dużej nie widzę. Być może dlatego, że jak to kiedyś ktoś o mnie powiedział, jestem specyficzny i kiedy zabieram się za książkę, z reguły jest to książka analogowa. Z szacunku dla samego siebie (o autorze nie wspomnę), nie siedzę na fejsie i nie ripostuję między stronami. Buduję sobie świat, o kórym książka traktuje. Ale świat się zmienia i rozumiem trendy inżynierów łączących kilka urządzeń w jednym. Kiedyś aparaty fotograficzne też przecież nosiliśmy na szyi, a komórki w kieszeniach. O ile połączenie tych dwóch mediów – aparatu fotograficznego z telefonem uważam za zdrowe, tak fuzja terminalu multmedialnegi z książką, czyli medium, któw wymaga skupienia, uwagi, jakoś mi się ze sobą kłóci. No, chyba, że za nic mamy nasza wyobraźnię – świat o wiele ciekawszy niż smartfon.
Ciekaw jestem, czy konstruktorom smartfonów uda się upchnąć w dotychczasowej bryle kolejne cztery wyświetlacze. Rzecz jasna, na każdej z krawędzi bocznych urządzeń. Owszem, będą cieńsze. Tym lepiej, bo będziemy zmuszeni poświęcać naszym urządzeniom jeszcze więcej uwagi, zamiast zastanawiać się nad tym, co robimy „tu i teraz”.
Komentarze