19.03.2016
Ciszej nad trumną CeBIT proszę…
Ciekawe, kiedy taka sama cisza zapanuje nad trumną MWC w Barcelonie, skoro dziś już o nowościach produktowych i technologicznych świat informuje się ćwierkając w sieci. Mniej lub bardziej subtelnie. Ruszać zad gdzieś do Hannoveru? Drogo i wysiłek spory…
Tego dnia wstałem nawet szczęśliwy. Kot nie postawił mi w pokoju pomnika wdzięczności, Szanowna Małżonka zrobiła kanapki do pracy. Naczelny nie nakrzyczał na mnie w mailach, które zawsze czytam kiedy jestem jeszcze zaspany, żeby ich nie brać za bardzo do siebie. Lepiej od kawy dobudził mnie jedynie post kolegi Zbyszka, który na fejsie opłakiwał ciszę, jaka w bezruchu tkwiła nad trumną tegorocznych targów CeBIT. Jeszcze niedawno ściągały tam pielgrzymki techmaniaków, a Zbyszek płacze, że na fejsie cisza… Ciekawe, kiedy taka cisza zapanuje nad trumną MWC w Barcelonie, skoro dziś już o nowościach produktowych i technologicznych świat informuje się ćwierkając w sieci. Mniej lub bardziej subtelnie. Ruszać zad gdzieś do Hannoveru? Drogo i wysiłek spory. Ten sam los co CeBIT niebawem czeka pewnie i Barcelonę. W halach MWC zapanuje cisza.
Taka sama, jaka panować ma w pociągach Pendolino. Podobno już od połowy kwietnia, w każdym z pociągów będzie przedział ciszy. Bez rozmów telefonicznych, odgłosów klawiatury, muzyki z słuchawek – o buraczanym słuchaniu muzyki na głośniczku telefonu nie ma mowy. Czeka nas podróż nawet bez rozmowy! – przeraża „Gazeta Wyborcza”. Słyszeć będziemy tylko odgłosy oddychania, burczenia w brzuchu, chrząkania, smarkania, o innych nie wspomnę. Ja na miejscu przewoźnika poszedłbym jeszcze dalej. Stworzył przedziały dla uzależnionych od fejsa. Dla ćwierkających. Tych, którzy po prostu chcą sobie głośno pogadać o wojnach z teściową i brudnych skarpetach męża. Przydałby się też osobny wagon dla czytających książki, by stwory głupawo wpatrzone w ekran smartfona nie czuły kompleksów. Cały wagon, to może jednak nie, bo w tym kraju zaledwie 37 proc. ludzi czyta książki, więc maleńki przedział wystarczy.
Gdy już się obudziłem, przebrnąłem intelektem przez wszystkie obraźliwe, lecz zasadnie użyte słowa przez pewnego ważnego redaktora, przeczytałem wstrząsającą wiadomość o „porywaniu” komputerów. Tak wstrząsającą, że musiałem wybrać się do ubikacji, celem sprawdzenia, czy przypadkiem wyszedłem z formy i w dziesięć minut nie napisałbym takiej samej, siedząc na sedesie. Otóż zjawisko „ransomware”, czyli zdalnego szyfrowania komputerów przez hakerów i pobieranie okupu, którym podekscytował się redaktor Next.gazeta.pl, to żadna nowość. Hakerzy to kreatywne jednostki. Nowością byłoby, gdyby redaktor napisał, że znakiem naszych czasów staje się konieczność utrzymywania zdolnego i lojalnego informatyka, a najlepiej hakera, który broniłby naszych maszyn, chmur i wszystkiego, co w życiu wirtualne od ataków innego hakera. Skomplikowane to wszystko. A tak nam wmawiają ci różni tech-dostawcy, że świat będzie prostszy… Nie będzie.
Ciszej nad tą trumną CeBIT proszę…
Komentarze