Transrapid Shanghaj
Niezorientowanym w tematyce kolejowej wyjaśniam, że Maglev to typ szybkiego pociągu. W odróżnieniu od tradycyjnych kolei, Maglev nie porusza się po zwykłych torach, ale po magnetycznej poduszce. Taki pociąg jest niesamowicie drogi – budowa dość krótkiej, 30,5-kilometrowej trasy kosztowała chiński rząd 2 miliardy euro i trwała 2,5 roku. Czy było warto? Jeśli weźmiemy pod uwagę wykorzystanie linii i jej zdolności przewozowe – raczej nie. Pociągi jeżdżą pustawe, nawet w godzinach szczytu trudno mówić o tłoku. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę przyjemność, jaką daje jazda oraz korzyści wizerunkowe – można ostrożnie założyć, że wydatek jednak się opłacił. Szanghaj jest pierwszym miastem na świecie, które ma normalnie, rozkładowo działającą magnetyczną kolej. Chyba jest się czym chwalić.
Dwa słowa o samym pociągu. Torowisko – to betonowa konstrukcja, w której zamocowane są magnesy unoszące wagony i zapewniające ich ruch. Sam pociąg (dostarczony przez Siemensa) wygląda właściwie jak każda inna szybka kolejka – ma opływowy kształt, a najbardziej dostrzegalną różnicą jest to, że porusza się nisko nad powierzchnią i nie ma widocznych kół… Szanghajski Maglev – zwany Transrapid Szanghaj – łączy miejski dworzec Longyang Road z podmiejskim lotniskiem Pudong. Długość dwutorowej trasy to nieco ponad 30 kilometrów, a czas jazdy nie przekracza ośmiu minut. Jeśli udajemy się z Szanghaju na lotnisko – skorzystanie z Transrapid Szanghaj może być dobrym pomysłem – równoległa do trasy autostrada często bywa zakorkowana. Pociąg w godzinach szczytu osiąga prędkość ok. 300 km/h, zaś poza nimi – ponad 430 km/h. To jednak nie jest szczyt jego możliwości – podczas testów przekroczył barierę 500 km/h.
Jak wygląda podróż? Dworzec Transrapid Szanghaj wygląda identycznie, jak w przypadku zwykłej kolei. No, może jest czyściej niż u nas, ale to akurat żaden wyczyn. Różnice zaczynają się po przejściu linii kas. Za nimi napotykamy stanowisko kontroli, podobne do tego na lotnisku. Nasz bagaż musi przejechać przez rentgenowską bramkę, a my sami przechodzimy prze wykrywacz metali. Wygląda groźnie, ale odniosłem wrażenie, że kontrolujący wszystko strażnicy są mniej skrupulatni, niż ci z szanghajskiego lotniska. Potem możemy już zejść na peron. Torowisko jest ogrodzone szklaną taflą – a zatem musimy ustawić się w wyznaczonym miejscu – przy jednej z kilku bramek. Gdy pociąg nadjedzie, drzwi znajdą się dokładnie na wprost owej bramki.
Precyzja hamowania pociągu zadziwia – bramka ma w zasadzie taką samą szerokość jak drzwi – a otwory praktycznie się pokrywają co do centymetra. W tym miejscu z rozrzewnieniem wspomniałem pogonie za wagonami wzdłuż peronów Centralnego… Sektor 2, Sektor 3, co za różnica…? W Transrapid Szanghaj nie ma miejsca na takie fuszerki! Wsiadając do pociągu liczyłem na niesamowite doznania, na coś, co zapamiętam na długo… A tu niespodzianka! Najbardziej zapamiętałem obowiązujący na dworcach i pociągu zakaz fotografowania, konsekwentnie egzekwowany przez miłego, acz stanowczego konduktora. Dlatego towarzyszące wpisowi zdjęcia są, jakie są. Niemal szpiegowskie 😉
Sama jazda – to właściwie nic wielkiego, choć z drugiej strony – ogromne COŚ. Prędkości właściwie nie czuć. Pociąg porusza się cicho, aksamitnie, gładko przyspiesza i tak samo hamuje. Wrażenia – bardziej przypominają samolot niż nasze zasłużone, tfu! wysłużone EN57. Nasza podróż Transrapid Szanghaj – pechowo – wypadła już po zmroku, zatem zabrakło mi błyskawicznie przesuwającego się krajobrazu za oknami. Widziałem jedynie światła aut wyprzedzanych na równolegle biegnącej autostradzie. Siedzenia są dość twarde, ale w miarę wygodne. Mowa oczywiście o klasie ekonomicznej, bowiem w VIP fotele są większe, wygodniejsze i pokryte skórą. Wnętrze wagonów Transrapid Szanghaj jest dość chłodne, ascetyczne, a wrażenie sterylności potęguje błękitne, „ambientowe” podświetlenie paneli między oknami. Podróż trwała kilka minut, zatem – wybaczcie – nie czułem potrzeby skorzystania z toalety. Nawet z ciekawości. Zakładam jednak, że ta była równie czysta i sterylna, jak reszta przestrzeni pasażerskiej.
Jak wspomniałem – w Transrapid Szanghaj nie czujemy, że mkniemy 300 km/h. Chińczycy zadbali jednak, abyśmy wiedzieli, że korzystamy z supernowoczesnej kolei. W każdym kilkunastoosobowym przedziale znajduje się wyświetlacz, pokazujący aktualną prędkość. Gdyby nie on – uznałbym, że jadę zwykłym, komfortowym pociągiem poruszającym się trzy razy wolniej. Po krótkiej podróży wysiadamy na drugiej stacji – czyli dworcu przy lotnisku. Znów podobne bramki, idealnie zgrane z drzwiami wagonu, znów czysty peron bez zapachu mieszanki moczu i smaru… Ruchome schody – i już jesteśmy na lotnisku. Wygodnie, przyjemnie… ale jak dla mnie zbyt szybko. Chętnie przejechałbym się jeszcze kilka razy 😉
Ile kosztuje taka przyjemność? Pojedynczy bilet w jedną stronę, np. na lotnisko – to 50 juanów, czyli jakieś 32 zł. Jeśli okażemy bilet lotniczy, zapłacimy o 10 juanów mniej, czyli 25 zł. Bilet w I klasie, zwany VIP, kosztuje 100 juanów, czyli 63 zł. Jeśli odprowadzamy kogoś na lotnisko lub chcemy się po prostu przejechać tam i z powrotem, możemy nabyć bilet „Round Trip” – za 80 albo 160 juanów. Tanio nie jest, ale z drugiej strony, ceny nie odstraszają. Za taksówkę zapłacilibyśmy więcej, a przyjemność z jazdy – nieporównywalna. Pomijam już sam czas przejazdu i komfort – chodzi o samą możliwość skorzystania z jedynego takiego pociągu na świecie. A ta – jest bezcenna, podobnie, jak reszta naszych wspomnień.
Dla kontrastu, kilkanaście godzin później byłem zmuszony skorzystać z naszej tradycyjnej kolei. Za bilet z Warszawy do Łodzi zapłaciłem 25 zł, a jechałem ponad dwie godziny. Siedziałem w zatłoczonym wagonie wykończonym przytulnymi imitacjami drewna, wyprodukowanym w… 1984 roku (specjalnie sprawdziłem). Czułem każdą zwrotnicę, każde połączenie szyn, każdy ruch nastawnika w kabinie maszynisty. Do tego ten niepowtarzalny „aromat” i klimat PKP. Uruchomiłem przeglądarkę zdjęć w telefonie i wspominając niedawną podróż wyobrażałem sobie, jak cudowna byłaby podróż Maglev’em na takiej trasie… Choć bywam czasem optymistą, nie wierzę w to, by taka kolej kiedykolwiek połączyła dwa „zaprzyjaźnione” polskie grody. Ale po cichu liczę, że już za parę lat na torach między Łodzią a Stolicą pojawi się Pendolino… Albo chociaż Dart…
Kiedy Polak kupuje sobie pierwszą kamerkę samochodową? Zazwyczaj rozsądnie: po pierwszej stłuczce. Zazwyczaj zdaje nam…
Urządzenia elektroniczne bywają kompletnie do niczego, bywają nudne i poprawne, ale bywa czasem i tak,…
Gdy po raz pierwszy zobaczyłem projektor Samsung The Freestyle przecierałem oczy ze zdumienia. "Kolejna zabawka"…
Mój kolejny artykuł będzie poświęcony korzystnym dla Klienta smartfonom w cenie do 1000 zł w…
Jabra Elite 5 to najnowsze dzieło duńskiej firmy, które miało swą premierę podczas tegorocznych targów…
Głowy nie urywa? Sony XG300 sprawił, że biję się z myślami i martwię czy przypadkiem…