Quantcast

adplus-dvertising
Felietony Rozdzwonienie jaźni

18.04.2015

Rozdzwonienie jaźni

Internet zmienia relacje handlowe. Robiąc zakupy na odległość nie tylko mamy większe prawa, ale śmiem twierdzić, że jako klienci jesteśmy także poważniej traktowani. A przynajmniej zauważani…

Piętnaście lat temu byłem sprzedawcą. Branża spożywcza służyła wówczas nie tylko mojej sylwetce, ale także obserwacjom ludzi, którymi karmię się po dziś dzień. Już wtedy w sklepach spotykało się zamożnych użytkowników telefonii komórkowej, którzy w widowiskowy, teatralny sposób konsultowali bezprzewodowo zakup polędwicy sopockiej czy śledzi. Konsultacje te, gdy spojrzałem na rachunek, często bywały droższe od zakupów. Kto bogatemu zabroni… Dziś takie obrazki, spotykane w sklepach nikogo już nie szokują. Stały się wręcz normą. Mamy „darmowe” połączenia, więc możemy rozdzwaniać jaźń ile fabryka smartfona dała. Ale każdy kij, jak wiadomo ma dwa końce. Niekiedy jeden nawet grubszy i tym właśnie grubszym oberwałem niedawno po plecach…

Był paskudny, deszczowy dzień, który akurat spędzałem w Warszawie, zerkając na wywiad ze znanym artystą. Chroniąc się przed deszczem wszedłem do znalezionego w internecie pobliskiego sklepu muzycznego. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że mogę w sklepach muzycznych spędzać wieki. Pomimo mojej bandyckiej, dresiarskiej urody, sprzedawca kompletnie nie zwrócił uwagi na fakt iż się pojawiłem w jego sklepie. Rozmawiał przez telefon, a że namiętnie, guzik go klient obchodził. Chodziłem więc sobie po wielkim sklepie ze wspaniałym zestawami perkusyjnymi i innymi instrumentami jakie wynalazła ludzkość. Podsłuchiwałem też cały czas o czym sprzedawca rozmawia i wierzcie mi na słowo, gdybym tylko słyszał, że ćwierka sobie z jakąś kobietką, nie wkurzyłbym się na szczególny wyraz ignorancji, jakim zabłysnął. Kiedy podszedłem bliżej, usłyszałem w pretensjonalnym tonie: W czymś pomóc?

Wściekłem się, co z trudem udało mi się ukryć. Dziś też jestem sprzedawcą, tylko trochę inaczej i klient zawsze jest moim panem. A ten burak, nawet nie przeprosił jakiegoś drugiego buraka na linii, że jest w pracy, ma klienta i oddzwoni później, tylko nawijał dalej o… Mój Boże, o wszystkim i niczym. Do tego dnia, byłem przekonany, że to domena wyłącznie kobiet. A tu, proszę… Ponieważ pan kompletnie nie zwracał na mnie uwagi, jak i na kolejnego nieszczęśnika, który miał czelność wejść do sklepu i na własną rękę czegoś szukać, postanowiłem urządzić mu małe piekło. Wyszukałem numer stacjonarny do tego sklepu, w czym pomogły mi mobilne Google i zacząłem dzwonić. Przepraszam cię, mam drugi telefon… – ubolewał pan sprzedawca, odpowiadając zdawkowo na moje pytania o konkretne instrumenty. Po odłożeniu słuchawki natychmiast oddzwaniał do swojego rozmówcy, ignorując tak samo jak mnie kolejnego klienta. Czekałem aż się rozgada i ponownie dzwoniłem z oddali, zapytać o jakiś instrument perkusyjny. Z telefonu na telefon, pan stawał się coraz bardziej niemiły. Szorstki. Burkliwy. Jak to burak. żebyście widzieli drodzy, jaką miał minę, kiedy rozmawiając z nim, podchodziłem do kasy, pytając go o kolor bębnów stojących w rogu sklepu. Widok jego miny na długo pozostanie dla mnie bezcenny. Podobnie, jak wyraz twarzy kompletnie zdezorientowanego sytuacją pana, który to wszystko obserwował, ale nie udało mu się skomunikować ze sprzedawcą, gadającym albo z kolegą przez komórkę, albo ze mną przez telefon stacjonarny. No cóż takie czasy. Wychodząc na zakupy, koniecznie zabierzcie ze sobą telefon komórkowy. Bez niego, kontakt ze sprzedawcą możecie mieć poważnie ograniczony.

Gdy już wreszcie zostałem zauważony, usłyszałem: – Nie mógł pan po prostu podejść i zapytać?! Musiał pan dzwonić do sklepu?! Przecież jestem na miejscu!

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

top