14.11.2014
Okna na świat
Stałym elementem mojego osiedla były starsze panie, które w oknach swoich mieszkań spędzały całe dnie. Podusia na parapecie, rączki oparte na podusi, na rączkach główka, na główce uszy i oczy szeroko otwarte i dyskusje. Taki Facebook…
– Moje podwórko z dzieciństwa jest trupiarnią. Nie ma na nim życia… – pomyślałem sobie podczas wymuszonego spaceru po moim starym osiedlu na łódzkim Julianowie. Co z tego, że administrator kupił dzieciakom nowy plac zabaw, jak w sobotnie popołudnie, w ciepły i słoneczny dzień, nic się na nim nie dzieje. Podobnie w tygodniu, gdzie dzieciaki uczą się pięciu języków, kosztem czasu na zabawę. W wolnych chwilach gapią się w smartfona, zamiast tak jak ja szaleć beztrosko na zjeżdżalni. Jako trzydziestoletni chłop wdrapałem się na ślizgawkę i z trudem mieszcząc tyłek w stalowej rynnie, zjechałem po niej radośnie, drąc spodnie. Poczułem się jak za dawnych lat. Obok zjeżdżalni siedziała matka z dzieckiem w wózku. Z początku było mi przed nią trochę głupio, ale pani była totalnie zapatrzona w swój tablet. Mógł obok niej wylądować statek kosmiczny z Marsjanami i kompletnie by tego nie zauważyła. Pozwoliłem więc sobie jeszcze na trzy kursy w dół. Zabawę przerwał mi pracownik administracji, który nie przebierając w słowach uzmysłowił, że jest to zjeżdżalnia dla dzieci. Niewiele starszy ode mnie, a już zgred. Moje szaleństwa za pośrednictwem osiedlowego monitoringu oglądał na swoim tablecie. Może tamta pani też, tyko nie chciała mi przeszkadzać?
Przepędzony ze ślizgawki poszedłem na spacer. Taki prawdziwy. Na nogach. Żadne Google Street View, dzięki któremu kilka miesięcy temu zabrałem Szanowną Małżonkę na paryskie ulice. Podczas spaceru po osiedlu, cisza była taka sama, jak w spacerowniku Google… Idąc i licząc kamery zamontowane w różnych strategicznie ważnych zakamarkach mojego podwórka, wspominałem gwar osiedla i placu zabaw, jaki panował na nim przed trzydziestoma laty. Kiedy osiedle żyło. Prawdziwym zaskoczeniem dla mnie było, że większość zauważanych kamer stała w oknach prywatnych ludzi żyjących w blokach. Kiedyś, w oknach zamiast kamer pilnujących dzieci i samochodów, można było zobaczyć ludzi. Sąsiadów. Żywych. Bez czerwonej diody migającej co sekundę. Co najwyżej w karcącym tonie machali palcem, albo wydzierali się ostrzegawczo i donośnie jak Pavarotti: – Andrzejewski!!!! Zostaw do cholery ten wentyl! Naskarżę twojemu ojcu!!!!
Stałym elementem mojego osiedla, przynajmniej do połowy lat 90., były starsze panie, które w oknach swoich mieszkań spędzały całe dnie. Podusia na parapecie, rączki oparte na podusi, na rączkach główka, na główce uszy i oczy szeroko otwarte i… Dyskusje. Nie trzeba było Facebooka, by wiedzieć co dzieje się w różnych domach; co się w nich gotuje; kto się z kim spotyka, kocha, kłóci etc. Był to niezwykle aktywny społecznie, bo żywy i szybki monitoring. Mieszkałem w dziesięciopiętrowcu i wierzcie na słowo, bez mobilnego internetu, komunikatorów czy facebookowego Messengera, panie ćwierkając ze sobą, dzieliły się z całym światem informacjami na różne tematy. Jedna przekazywała drugiej co ta trzecia gotuje, niezależnie od liczby pięter dzielących dyskutantki. Dane rozchodziły się błyskawicznie, tak jak dziś i też bezprzewodowo.
Ileż to razy sąsiadka donosiła mojemu ojcu, że jednemu z sąsiadów, którego nie cierpiałem za nieżyciowość, wykręcałem w kołach wentyle. Ileż razy wpadłem za wagary, bo życzliwe oko innej sąsiadki widziało, jak zamiast do szkoły, skręcam do parku, studiować z koleżanką… nauki przyrodnicze. Spacerowałem po moim starym osiedlu i jak wariat śmiałem się do siebie, wspominając te cudowne lata, te żyjące niegdyś blokowisko, okna i ludzi w nich, aż tu nagle – zamiast starszej pani z parteru, w niegdyś jej oknie widzę kamerę, która miga do mnie diodą. Jacyś ludzie monitorują nią swój samochód. Nie twierdzę, że jest to zła forma zabezpieczania swojego mienia czy pilnowania dzieci. Zauważam jedynie, że kiedyś wcale nie były one potrzebne. Okna na świat, to dziś w większości przypadków system Windows i ekran monitora, tabletu czy komórki. Chyba się starzeję, bo bliżej mi do tych żywych okien z mojego osiedla, które pozamykały nowe technologie.
Oj! Przeproszę Was! Sąsiadka pojawiła się na Facebooku! Mam do niej pilną sprawę…
Komentarze