22.07.2016
Jest technologia przesyłania zapachu!
Co zaskakujące i najważniejsze, jest tania i prosta w wytworzeniu. Wymaga jedynie cierpliwości użytkownika, który oprócz zapachu, może także w unikalny sposób wysłać odbiorcy próbkę swoich emocji. Na razie niedostępna w mediach społecznościowych, ale…
Długa kolejka na analogowej Poczcie Polskiej, to zawsze uczta dla obserwatora. A to ktoś zacznie na kogoś wrzeszczeć, że bez kolejki wtrynia się do okienka. A to pani w beżowej bluzce pomstuje na zagubiony list polecony. Blady, roztrzęsiony, wysoki pan odbiera list ze skarbówki. Są jakieś emocje, nie jak na serwerach, w trupiarniach POP3, IMAP etc. Dlatego lubię chodzić na pocztę. Choć nie zawsze wychodzi szczęśliwie, bo można tam kogoś spotkać. Np. dawno niewidzianych znajomych, za którymi się nie tęskni, z którymi nie lubi się rozmawiać, bo i nie ma o czym rozmawiać. Ale coś w kolejce robić trzeba, jeżeli już do takiego nieszczęścia dojdzie.
On, oprócz tego, że brzydszy ode mnie, to… No, wahałem się, bo mi naczelny z wydawcą umiłowanym głowę suszyli, że „w felietonach nie obrażamy”, ale muszę nazywać rzeczy po imieniu, więc postaram się łagodnie – cymbał. Zdigitalizowany do kwadratu. Milczący. Nie lubi muzyki, kina, nie czyta książek, portali, a z gazet tylko gazetkę reklamową „Media Markt”. Nierób. Zawodowo zajmuje się lataniem po mieszkaniu najtańszym dronem Parrota, którego dostał za telekomunikacyjną wierność swojemu operatorowi i faszerowaniem mózgu kablówką. Ona? O Chrystusie… Uciekłbyś z krzyża, mając świadomość co zbawiasz… Ale to podobno plotki, a plotkami w poważnym serwisie technologicznym się nie zajmuję. Barbie w skali 1/1. W głowie nieco więcej siana z olejem niż u rzeczonej lalki firmy Mattel. Sztuczną inteligencję podciąga nieznacznie trzema smartfonami, którymi afiszuje się w kolejce, zabijając dźwiękami piszczących telefonów i tak już martwą rozmowę. Kiedy pytam, po co jej aż trzy wielkie telewizory w torebce, bo to prawie pół kilograma elektroniki do dźwigania, dowiaduję się, że jeden jest tylko do Facebooka i Insta, gdyż ma 5Mpix na frontowej kamerze i podczas selfie dobrze zbiera jej makijaż, nad którym tyrała dwie godziny przed lustrem. Bo o selfie trzeba dbać, gdyż „jak cię widzą, tak cię piszą”. Ale nie o tym chciałem, bo mnie naczelny ostatnio opierniczył, że mało technologiczne te moje teksty, a to serwis o nowych technologiach jest. Skupiam się zatem na technologii, o której zacząłem…
– Przyszedłem na pocztę po papeterię… – wyjaśniam niechętnie nieszczęśliwie napotkanym znajomym. Bo zapytali. I tu jeszcze się nie załamałem, słysząc: – Po co? Papecoooo? – dociekali. – Po papeterię… Do epistolografii… – dodałem złośliwie trudne słowo, które podziałało nokautująco. Wreszcie się zamknęli, odwrócili, zrealizowali swoje awizacje i z wybałuszonymi na mnie ślepiami, jak bym ich ciężko obraził, opuścili budynek urzędu. Idę o zakład, że szukali w Google co to ta „epistolo… mefistolo…” jest. Załamałem się dopiero wtedy, kiedy miła, młodziutka pani z okienka, zapytała mnie: – Czy co jest?! Papeteria? – Tak. Taki elegancki papier z kopertami… Do pisania listów… Odręcznie… – wyjaśniłem pokrótce. Dalej było tylko gorzej, bo mniemałem, że młode, wrażliwe usta wybrzmią coś subtelnego, co przyniesie na nie rozum. A tu słyszę: – Do pisania listów??! Teraz się komórką pisze, albo na komputerze… Papeterie też można sobie zrobić w Microsoft Office i wydrukować. Koperty, papier… Nie mam… Nie wiem… Koleżanki zapytam… Papeteria… Też mi coś… – gdera pod nosem. I wrzeszczy po chwili na cały urząd do koleżanki siedzącej kilka okienek dalej. – Asia! Mamy jakieś papeterie? Bo pan by chciał sobie listów popisać… Kilkanaście osób w kolejce zakryło się nogami ze śmiechu, ale wywołana piękna kobieta (…zapewne jakieś 40 lat temu), niczym rakieta balistyczna zerwała się z fotela, porzuciła biurko i osiągając prędkość światłowodową, dobiegła do zatroskanej koleżanki. – Jezus! Ostatnią sprzedaliśmy z pół roku temu… A pan… Pan listy pisze? Naprawdę?? Jezus! To pięknie! Do kobiety, cooo??! Wspaniale… Boże, kiedy ja ostatnio dostałam taki list… – rozmarzała się kierowniczka urzędu, nim wydukała: – Nie mamy…
I miało być technologicznie, a wyszło mi jak zwykle. Znowu mnie naczelny na kolegium zbeszta lub wywiesi za nogi przez okno, tłumacząc, że czytelnicy pragną technologii. Ja też pragnę! Ale na dzień dzisiejszy, mimo usilnych starań pana Davida Edwardsa z oPhone, żadna nowa technologia służąca komunikacji z kobietą, nie potrafi przenosić emocji i zapachu, tak, jak odręcznie napisany list, skropiony perfumą. A do tego przydaje się ładna papeteria…
Komentarze