Quantcast

adplus-dvertising
Felietony Polskie nagrania

21.06.2014

Polskie nagrania

Dawno temu, kiedy w Polsce nie było fastfoodów i mobilnego internetu, służby specjalne faktycznie pracowały ku chwale ojczyzny, upadlając naród taśmami odtwarzanymi na magnetofonach Unitra ZRK140 lub lepszych…

Dziś temat ten jest wciąż modny, tyle że taśmy zastąpiła technika cyfrowa – pliki audio, a prawdziwych agentów państwo Kowalscy, którzy nagrywają wszystko i wszystkich. Jest w narodzie pasja do rejestrowania. Absolutnym hitem, jaki niedawno zaobserwowałem w jednym z łódzkich szpitali, była pani ze smartfonem, nagrywająca wideo z jej mężem i urodziwą pielęgniarką w roli głównej. Dodam, że robiła to z pasją, jakiej nie powstydziliby się profesjonaliści filmujący np. dla Animal Planet. Wszystkim, którym przyszła na myśl jakaś miłosna historia muszę sprostować, że chodziło o… zmianę wenflonu. Kiedy zapytałem operatorkę kamery smartfona, dlaczego to robi, ucięła krótko, że… zbiera dowody morderstwa. Dłużej z panią nie rozmawiałem, a personelowi medycznemu szczerze współczułem obcowania z wariatami.

W mediach kipi obecnie żałosny temat rodzimego szamba politycznego, błazenady służb i ogólnego cyrku. Nie pierwszyzna, lecz przyglądając się temu, jak bardzo obywatele digitalizują naszą publiczną przestrzeń, zastanawiam się, czy smartfony, pozwalające na wykonywanie ogromu zadań wywiadowczych, już zastąpiły nam wzajemne zaufanie, czy może jeszcze nie? Może właśnie dlatego, że prawo u nas jest jakie jest, statystyczny Kowalski zdany jest na używanie coraz to nowszej technologii do realizacji swoich jakże „polskich nagrań”. Nielegalnie, łamiąc prawo nagrywamy kolegów i koleżanki z pracy, a następnie publikujemy ich wizerunki w portalach aspołecznościowych. Może i dobrze, bo dzięki temu ułatwiamy pracę zarobionym po pachy agentom ABW. Może gdyby nie było Facebooka zgubiliby na robocie nie tylko walizkę, ale i pół biura…

Z pasją i zacięciem agentów monitorujemy naszych partnerów. Gdzie chodzą, jeżdżą i z kim. Filmujemy kierowców na drogach telefonami i kamerkami, które – jak się okazuje – same są sprzeczne z prawem, jeśli Kowalskiemu zachce się użyć filmu np. na policji. Złamie wówczas ustawę o ochronie danych osobowych. Czy te polskie nagrania nie są zaawansowaną już chorobą, na jaką cierpimy? Zbroimy się na miliony pikseli i gigabajty kart pamięci, które w mojej opinii pożerają i trawią to, co powinno być dla nas najważniejsze. Szacunek i zaufanie do siebie. Tego nie da nam żadna aplikacja, żaden smartfon i żadne urządzenie, którym dozbroimy się w obawie przed drugim człowiekiem. W chmurze, na dyskach, polskie nagrania mają się dobrze. A wy?

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

top